wtorek, 31 lipca 2012

Muza i jej mistrz

Kiedy jakiś temat mnie zachwyci, zaczynam nim żyć przez dłuższy czas, aż dowiem się wszystkiego, co możliwe. Tak było z życiem Claude'a Moneta. Mieszkałam na rue de Rivoli, z widokiem na Luwr i Musée d'Orsay, które znajdowało się po drugiej stronie Sekwany. Bywałam częstym gościem w obu miejscach. W każdą pierwszą niedzielę miesiąca wstęp do paryskich muzeów jest darmowy, warto o tym pamiętać, planując podróż do Paryża, zawsze to trochę grosza zaoszczędzonego. 



W Orsay'u często patrzyłam na jeden obraz, kobiety w białej sukience, osłaniającej się ombrelką przed słońcem. No już tak mam, że patrzę na  obrazy i zaraz chciałbym widzieć, kto zacz, a najlepiej poznać całą historię jego życia. Fascynujące, że przeżyła na obrazie aż do naszych czasów. Kim jesteś damo z przeszłości, kogo kochałaś, kto kochał ciebie, czy byłaś szczęśliwa? Natychmiast zadaję takie pytania i zaczynam szukać. 




 Najpierw przepadłam na długi czas w biografii Moneta autorstwa Pascala Bonafoux. Dzień po dniu, rok po roku, poznawałam życie niezwykłego artysty, który od najmłodszych lat wiedział, że malowanie to jego droga i jedyne spełnienie. Wszystko temu podporządkował. Uparcie, mimo obiekcji ojca, dążył do celu, klepiąc biedę, a często po prostu żyjąc w skrajnej nędzy. To życie dzieliła z nim długo Camille Doncieux, najpierw modelka, potem żona i matka jego synów. To właśnie ona jest na tym obrazie. Delikatna, smukła, jak gdyby była jedynie marzeniem, które za chwilę rozpłynie się od zbyt mocnego podmuchu wiatru. Chwila. Impresja. Codzienność jednak nie była wcale tak pastelowa, tak piękna. Życie z malarzem to podporządkowanie siebie jego ambicjom i planom. Biedne pokoiki, byle jakie jedzenie, cieknący dach, zimno. Ciąża, maleńkie dziecko, notoryczny brak pieniędzy, a obok człowiek, który marzy tylko o malowaniu, zmaga się z bezwzględną, miażdżącą krytyką swoich dzieł. Monet był artystą genialnym, ale mężem już mniej rewelacyjnym. Pieniądze, jeśli się pojawiały, przeznaczał przede wszystkim na sprzęt malarski, wynajem atelier, a dopiero na końcu na utrzymanie rodziny. Takie były realia, długo musiał czekać na uznanie, a kiedy nadeszło, niosąc ze sobą porządne zarobki, Camille była już bardzo chora i niedługo cieszyła się w miarę spokojnym życiem. Na koniec jeszcze patrzyła na uczucie łączące męża z inną kobietą. Umierała w cierpieniach na raka macicy, odeszła w 1879 roku mając 32 lata. Towarzyszyła Monetowi, gdy stawał się wielki, nie było jej dane cieszyć się owocami tej wielkości. Kobiecy los, bardzo mi jej szkoda. Oczywiście, poznawszy jej historię, znielubiłam to babsko, które ją zastąpiło u boku malarza. Nieciekawa persona moim zdaniem, chociaż byli ze sobą do końca. To tak samo, jak nie lubiłam nigdy Jagienki z "Krzyżaków" za Danuśkę. Szybko sobie i Monet, i Zbyszko zastępczynie znaleźli. No ale do rzeczy, Camille miała dużo mniej jasny los niż obrazy, na których ją uwieczniono, ale Monet rzeczywiście bardzo ją kochał. Myślę, że tylko ją. O tej miłości opowiada książka Claude i Camille. Monet, jego muza i miłość napisana przez Stephanie Cowell. Tak myślę, że autorka musi mieć tę samą przypadłość, co ja i szuka losów zapomnianych postaci. W znakomitej biografii napisanej przez Pascala Bonfoux pierwsza żona malarza zajmuje mało miejsca, jest potraktowana marginalnie, jakby z obowiązku. Nie dziwi mnie to i dziwi jednocześnie. Nie dziwi, bo była jedynie żoną geniusza, dziwi, bo w końcu to dzięki niej mógł sobie geniuszować do woli. 


Szkoda Camille, właściwie oprócz kilku chwil przelotnego szczęścia, jej życie nie było bajką. A może jest zupełnie odwrotnie i gdyby mogła, powiedziałaby, że to, co przeżyła, było warte cierpienia. Została na zawsze na obrazach swojego męża. Jest zachwycająca! Jeśli ktoś chce przyjrzeć się bliżej mistrzowi i jego muzie, to zachęcam do lektury, najlepiej kompleksowej.








12 komentarzy:

  1. Załuję, że nie kupiłam tej drugiej na targach, ale nie mogłam przeciez widzieć, że mi te ksiażki prześlą, a mając na widoku płacenie za nadbagaż na lotnisku, liczyłam każdy grosz podwójnie. A teraz mi przykro, bo Moneta cenię wysoko jak niewielu innych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze chciałam sobie kupić wtedy pozostałe dwie, któych nie mam (bo Tancerkę mam), a które masz na zdjęciu. Mam dodane do przechowalni w Merlinie, tylko teraz jeszcze KASA

      Usuń
  2. Seria malarska Bukowego Lasu jest bardzo fajna. Tylko trzeba pamiętać, że to fikcja literacka na tle prawdziwych wydarzeń. Zauważyłam, że często uznaje się je jako biografie, więc lepiej skonfrontować z literaturą bardziej naukową. Biografię Moneta wydał teraz PWN w dwóch tomach, ale taniej niż kiedyś WAB.
    http://ksiegarnia.pwn.pl/szukaj/monet.html?module=lista&widok=full&limit=15&co=monet&kategoria=0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że to fikcja oparta na faktach, ale ja takie lubię, jeśli jest temat, który mnie interesuje tylko trochę, a tak jest z malarstwem. Moja córka natomiast czyta to konfrontując z historią malarstwa, którą zna z racji kierunku studiów u przedmiotu ART w liceum

      Usuń
    2. A jeszcze jest Zakochana modelka o Van Goghu i Ostatni akt o Tamarze Łempickiej. Nie mogę się doczekać. A! I cudowna Madame Hemingway!

      Usuń
    3. Madame też już mam w przechowalni, i modelkę, ale o łempickiej nie wiedziałam

      Usuń
  3. Zgadzam się, bardzo interesująca książka - i rzeczywiście, nie sposób nie westchnąć nad losem Camilli, nie miała w życiu łatwo.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zanim sięgnęłam po Claude i Camille miałam spore obawy;zachwyt czytelniczek (ten zawsze sprawia, że czuję obawy), wcześniejsza lektura książek Stone, które osobiście uważam za najpiękniejsze biografie (Pissaro, Van Gogh, Michał Anioł- no oczywiście quasi biografie, ale to dzięki nim odkrywam ulubionych artystów, to one rozbudzają mój apetyt na dalszą lekturę, na odwiedziny miejsc,gdzie tworzyli, na oglądanie obrazów, rzeźb, etc..), tytuł - trochę pod publiczkę. Muszę jednak przyznać, że książka podobała mi się (o wiele bardziej niż Tancerka Degasa, w której mniej Degasa, a więcej tancerki) i choć we mnie nie wywołała ekstazy, ale z czystym sumieniem też poleciłam nawet osobom mniej zwariowanych na punkcie impresjonistów. Niedziela nas Sekwaną pożyczona czeka na swoją kolej. Natomiast nieznane są mi pozostałe wspomniane przez ciebie książki. Oba muzea już niedługo odwiedzę ponownie i już mi się buzia śmieje z tego powodu. :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie to lubię w tych książkach, że nie są poświęcone tylko tym sławnym mężczyznom, że opowiadają losy kobiet, które przyczyniły się do ich wielkości. Zdecydowanie za mało się o tym pisze. Madame Hemingway też jest świetna, bo ukazuje bardzo słabo znaną historię pierwszego małżeństwa pisarza i kobietę, przy której stał się wielki, by ją potem porzucić dla młodszej i ładniejszej, a ją zostawić z synem. Takie książki pozwalają zobaczyć tę ciemniejszą stronę wielkich ludzi. Ich egoizm, poświęcenie się przede wszystkim tworzeniu. To pomagało im we wspinaniu się na szczyt, ale często niszczyło najbliższych im ludzi.

      Usuń
  5. O matko, to Ty kawałek pewnie życia spędziłaś w Paryżu:) Zazdroszczę znajomości języka- ja uczyłam się tylko na studiach z własnej chęci- dziewczyna udzielała mi korki. To język, który czaruje:)

    Pięć lat temu - dokładnie- byłam z mężem w podroży poślubnej wycieczką Paryż i zamki nad Loarą. Jedynie - uwaga - 2 godziny!- co uważałam za skandal - było przeznaczone na Musée d'Orsay. Byłam w panice i mało co nie płakałam, bo chciałam zobaczyć obrazy, które widziałam dotychczas jedynie w albumach, a na studiach "rozkładałam" na czynniki pierwsze. W takim miejscy mogłabym spędzić co najmniej tydzień i byłoby za mało. Obiecaliśmy sobie, że do Francji wrócimy, jak dzieci podrosną:)

    Twórczość Moneta fascynuje, to prawda. Parę lat temu BBC nakręciło serial o nim- można obejrzeć. Beletryzowaną biografię czytałam, a ostatnio na mojej półce pojawiła się ta PWN-owska z kolekcji Wielkie biografie.

    serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że się wcinam, ale przypomniał mi się mój pierwszy pobyt w Paryżu - wycieczka i półtorej godziny na Orsay, podczas której latałam jak oszalała z obłędem w oku, a kiedy wyszłam nieprzytomna z emocji panie z grupy rzekły- ale po co aż tyle czasu w tym muzeum było to nie wiadomo. A no mój protest, że dla mnie za mało, zapytały- a pani to pewnie jest malarką :) Teraz za każdym pobytem w Paryżu udaję się i do Luwru i do Orsay i nikt mi tego czasu nie ogranicza, czego życzę wszystkim pasjonatom.

      Usuń
    2. Wcinaj się ile chcesz, cieszę się, że spotykam ludzi, którzy rozumieją moją pasję:)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...