środa, 25 lipca 2012

Stare, podarte i ukochane

  Mam takie egzemplarze w swojej biblioteczce, że nic tylko ręce załamać i płakać nad ich losem. Posklejane (kto kupował klejone książki w komunie, wie o czym piszę), zdarte, ledwo trzymające się na nogach. Żałość i rozpacz po prostu. Wyglądają tak, bo są bardzo kochane. To tak jak z miśkami z dzieciństwa, im bardziej obdarty, tym więcej miłości w niego zainwestowano. Moje książki też tego doświadczyły. Zostały zaczytane, mimo wszelkich starań z mojej strony, by tego nie odczuły.

  Moją perełką są trzy tomy "Krystyny, córki Lawransa" Sigrid Undset wydane w 1929 roku przez "Rój", wydawnictwo Melchiora Wańkowicza. Książka miała w Polsce kilkanaście wydań, była bardzo popularna aż do lat 90 XX wieku. Ostatnio wznowiło ją wydawnictwo Akcent. Osiemdziesiąt dwa lata dzielą te egzemplarze. W tym pierwszym jeszcze stara pisownia, która czasem wywołuje uśmiech na twarzy, pełno przestarzałych, ale uroczych sformułowań, w nowym wydaniu, całym ślicznym i pachnącym świeżością, jest już po naszemu, bardziej współcześnie, chociaż tłumaczenie nadal niezastąpionej Wandy Kragen. Mam też "Krystynę" z 1986 roku i jeszcze kilka innych wydań też mam. Taki bzik.

    Czas może na wyjaśnienie dlaczego właśnie ta książka jest mi tak bliska. Najbardziej dlatego, że była to moja pierwsza "dorosła książka", którą podsunęła mi moja mama. Kiedy już wyrosłam ze "Słoneczników", z Siesickiej, z Musierowicz i Ożogowskiej, z Tomka i Ani oraz innych kultowych powieści mojego dzieciństwa, przeczytałam "Krystynę, córkę Lavransa" (pisownia przyjęta obecnie przez V). Powiem szczerze, że nie wiem, jak nastolatka przebrnęła przez trzy tomy opowieści o losie kobiety, która poświęca się dla miłości i dźwiga to cholerne poświęcenia całe życie. Jak jej wtedy nie lubiłam, natomiast zakochałam się w tym jej Erlendzie. Ona była taka mimoza, a on taki z fantazją. Ale życie mnie nauczyło rozumieć pewne sprawy aż za dobrze. Dziś patrzę na Krystynę z tkliwością i podziwem. Podjęła decyzję wbrew rodzicom, tradycji i obyczajom, poniosła bolesne konsekwencje, natomiast jej wybranek wziął, co dostał i chociaż zapewne ją kochał, nie potrafił w pełni docenić jej miłości. 

  Książka ma klimat zbudowany na zderzeniu chłodnych norweskich pejzaży z temperaturą ludzkich emocji. Historia toczy się niespiesznie, trzeba więc mieć czas na jej smakowanie wszystkimi zmysłami. Tak już mam, że kiedy czytam, widzę to, co czytam, czuję zapachy, słyszę głosy, więc z przez te wszystkie lata nakręciłam już swoją wersję kinową. Niestety nie mogę jej wam przedstawić, więc polecam tę


w reżyserii Liv Ullmann, ze zdjęciami Svena Nykvista i z polskim akcentem w postaci muzyki Henryka Mikołaja Góreckiego.







Takich bliskich memu sercu staroci mam więcej, ale ten jest najważniejszy. Nie wiem, czy ktoś to jeszcze czyta, mam nadzieję, że tak. To tak zwana klasyka, więc niektórych odstrasza z założenia. W modzie nie jest, historia też taka przyziemna, ale ja kocham i kropka, dlatego od tej książki zaczynam. Jestem nostalgiczna i lubię pamiętać skąd idę. A poniżej recenzja tak już na poważnie;)

Książka na całe życie

Moja przygoda ze wspaniałą sagą Sigrid Undset „Krystyna córka Lavransa” rozpoczęła się, gdy miałam 15 lat. Książkę podsunęła mi moja mama, a ja zakochałam się w tej powieści od jej pierwszych stron. To literatura wielkiego formatu, nieśmiertelna, zachwycająca. I nie dlatego, że tak okrzyknęli krytycy i czytelnicy, ale dlatego, że gdy czytałam tę książkę w wieku 15 lat, właśnie tak ją odebrałam – jako coś naprawdę niezwykłego i wyjątkowego.
Dopiero później dotarła do mnie informacja o autorce, Sigrid Undset, która została laureatką Nagrody Nobla w 1928 roku za „niezapomniany opis skandynawskiego średniowiecza”. Norweska pisarka stworzyła w latach 1920–22 trzy tomy sagi o „Krystynie”, zatytułowane „Wianek”, „Żona” i „Krzyż”. Dzieło Undset to przede wszystkim powieść o miłości silniejszej niż wszystko, od pierwszego spojrzenia po ostatni oddech. Miłości trudnej, okrutnej, która rodzi się wbrew obyczajom, w grzechu, która rani, dzieli i w końcu staje się krzyżem niesionym przez życie. Do końca.
Akcja powieści rozgrywa się w XIV wieku w Norwegii. Poznajemy Krystynę gdy jest dzieckiem i towarzyszymy jej, gdy dorasta i staje się kobietą. Obserwujemy, jak dokonuje wyboru, który zmieni jej świat. Spotkanie z Erlendem staje się punktem przełomowym. Namiętność, która rodzi się między dwojgiem młodych ludzi, złączy ich na zawsze. Dziewczyna zrywa zaręczyny z akceptowanym przez ojca Szymonem i z uporem dąży do ślubu z ukochanym mężczyzną. Jest kobietą silną i to ona staje się siłą sprawczą w związku z Erlendem, który, mimo całej miłości do niej, jest po prostu sobą ze swoimi zaletami i wadami. Krystyna, wychowana w bardzo religijnej rodzinie, nie potrafi jednak pozbyć się poczucia winy. Ciężar popełnionego grzechu będzie kładł się cieniem na jej całym życiu. Wszystkie nieszczęścia odczytuje jako karę za to, co zrobiła. Erlend z kolei nie potrafi dorosnąć do wyobrażeń żony o nim. Z wielkiej namiętności rodzi się życie pełne bólu, przeciwności losu i rozczarowań. Ale i miłości, która trwa mimo wszystko. Historia Krystyny jest uniwersalna i nadal aktualna, bo to po prostu historia kobiety i jej życiowych wyborów.
Wspaniały jest również wątek miłości ojca do córki. Przechodzi ona przez różne etapy – od sielskiego dzieciństwa po dojrzałe zrozumienie. Ale pomiędzy nimi jest pęknięcie – córka wbrew woli ojca wybiera sobie męża, przeciwstawia się obowiązującym obyczajom i tradycji. Jest to jedyne, ale i największe rozczarowanie Lavransa. Jego dziecko wyrywa mu się i podejmuje własne decyzje.
Książka Undset to już klasyka, trudno jest napisać o niej coś odkrywczego, dlatego skoncentruję się na moich własnych odczuciach. Jestem wielbicielką tej powieści. Podoba mi się w niej wszystko – postaci, atmosfera, sposób, w jaki jest napisana. To wolno snuta opowieść, rozgrywająca się na tle norweskich krajobrazów. Czytelnik jest świadkiem narodzin miłości Krystyny i Erlenda, towarzyszy im przez całe ich wspólne życie, patrzy, jak odchodzą. Nie potrafiłam się rozstać z Krystyną, dlatego wciąż wracam do tej książki, aby na nowo ją odkrywać. I wciąż odnajduję coś, na co nie zwróciłam uwagi, gdy czytałam ją mając 15, 20, 25 lat. W każdym wieku rozumiałam ją inaczej, i to jest piękne. Gdy miałam 15 lat – najważniejsza była dla mnie historia miłości, a Krystyna – jako matka i żona – drażniła mnie swoim rozczarowaniem i wiecznym poczuciem winy. Obwiniałam ją za degradację jej relacji z mężem. Potem, gdy sama zostałam żoną i matką, moje spojrzenie zupełnie się zmieniło, zrozumiałam jej strach, odpowiedzialność za rodzinę.
Dla mnie saga Sigrid Undset to dzieło genialne i perfekcyjne. Mogłabym zapomnieć o wielu przeczytanych książkach, o niektórych nawet bardzo chętnie bym zapomniała, ale nigdy nie zapomnę „Krystyny córki Lavransa”. Mam kilka jej wydań, jedno przedwojenne z 1929 roku, wydawnictwa „Rój” Melchiora Wańkowicza, Jest to bez wątpienia książka, która zapada w pamięć i w serce. Jak dobrze jest mieć ją na półce, zwłaszcza dzisiaj, w morzu zalewającej nas zewsząd tandety.
  

12 komentarzy:

  1. Ja mam wydanie Książki i Wiedzy z 1987 roku, w twardej, granatowej oprawie. Cieszę się, bo dzięki temu nie rozpadnie się, a jeszcze chcę przeczytać, bo też czytałam za młodu, w innym wydaniu. Moja córka ma to jeszcze przed sobą, mąż łykną w trzy noce i jeden dzień. Też kocham starsze powieści, ale mam uczulenie na kwas w papierze takich najstarszych wydań, więc szukam ich w nowej szacie lub na ebookach (dużo książek jest uwolnionych).

    (Słoneczniki napisała Snopkiewiczowa)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że zauważysz.

      Usuń
    2. pewnie dlatego, że kocham Słoneczniki i ich autorkę :-) Siesicką zresztą też. Cieszę się, że pisać będziesz też o takich starotkach :-))

      Usuń
    3. Jedna z naszych pierwszych rozmów na FB dotyczyła Słoneczników, kupiłam wtedy egzemplarz na allegro (pamiętam) i to miało być takie ironiczne mrugnięcie okiem do ciebie:)

      Usuń
    4. Patrz, nie pamiętam tego, pewnie dlatego, ze ja wszystkim te Słoneczniki wciskam, haha. Ale mrugnięcie zauważyłam, tylko mi się głupio zrobiło, że Ci uwagę zwróciłam

      Usuń
    5. No daj spokój, na to właśnie czekałam, że ktoś będzie czytał i uwagę zwróci!!!

      Usuń
  2. Lecę donieść Książkowcowi (Bogusi) o Twoim blogu

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam stare, podarte i ukochane. Miło tu u Ciebie:)
    Z Kasią znam się dłużej niż mój blog i mogę rzec, że to moja chrzestna, bo mnie namówiła na wersję elektroniczną (prowadzę papierową - no, starej daty jestem). Skoro mówi, że z tej mąki będzie pyszny chleb, to wierzę. Powodzenia w blogowaniu życzę i pozwolę sobie zaglądać.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Kasia widzę lubi matkować. Mnie też namówiła, a ja również starej daty. Dziękuję za ciepłe przyjęcie.

      Usuń
    2. Ja po prostu lubię, kiedy fajne kobiety spotykają się w jednym miejscu :-)

      Usuń
  4. Ja także przyczłapałam się tu dzięki Kasi, która reklamowała na facebooku twój bloog. W sumie to miałam/miałaś, a może my miałyśmy szczęście, bo właściwie na facebooka już prawie nie zaglądam. Polecanej przez Ciecie książki nie znam, ale rozumiem i podzielam fascynację związaną z sentymentem, z pierwszymi wzruszeniami. Ja mam takie stare wydanie, zakupione na Allegro Udręki i ekstazy, które jest mi tak bliskie, że dla ratowania książki zaniosłam do introligatora, aby skleił rozlatujące się kartki. W czasach, kiedy poszukiwałam książka była nie do dostania, dzisiaj jest prawie od ręki, ale ja nie chcę nowej Udręki, ja mam swoją kochaną Ekstazę. Jest to też jedna z pierwszych książek, o których u siebie napisałam, bo od niej zaczęła się moja miłość do M.Anioła i do Florencji.A co do klasyki, to przedkładam nad wszystko, no może poza biografiami artystów i powieścią historyczną. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że mamy podobne zainteresowania. O historii dużo będę pisać. Uwielbiam też biografie.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...