wtorek, 14 sierpnia 2012

Raz, dwa, trzy, cztery maszerują wyższe sfery

Od razu uprzedzam, że do książek, o których dzisiaj napiszę, mam bardzo ciepłe uczucia. Powieści historyczne są bowiem jednym z moich ulubionych gatunków. Wychowałam się na Druonie, połykałam w całości wszystkie powieści Maxa Gallo, żyć już bym nie mogła bez napoleońskich pozycji Łysiaka, o mistrzu, czyli Aleksandrze Dumas (ojcu) nie zapominając oczywiście. Gdy tylko dopadnę dobrą lekturę z tego gatunku, przepadam w niej całkowicie. Po powrocie do Polski, wróciłam też trochę do naszej historii i wtedy odkryłam dwie nieznane mi dotąd pisarki - Ewę Stachniak, o której już wspominałam (dziś ruszyła sprzedaż jej książki Katarzyna Wielka. Gra o władzę)




Drugą z autorek jest Renata Czarnecka. Znajomość z jej twórczością zaczęłam od Królowej w kolorze karminu, opowieści o Barbarze Radziwiłłównie i jej związku z królem Zygmuntem Augustem. Zachwyciłam się, bo tak po ludzku ją przedstawiła, ani mit, ani legenda, kobieta z krwi i kości, zabawka w rękach mężczyzn, od których była zależna. Karta przetargowa w walce o wpływy i władzę. A na tle tych przepychanek nagle taka miłość. Jakby w ogóle nie z tej epoki, bo nikt poważnie myślący o przyszłości swojego nazwiska i rodziny, nie kierował się miłością w kwestiach małżeństwa. Może ewentualnie pospólstwo mogło sobie na to pozwolić, nie mając nic do zyskania ani nic do stracenia.


Kiedy już przeszło mi wylewanie łez nad Barbarą i Zygmuntem, rozpaczającym po jej śmierci, zaczęłam szukać, co tam jeszcze Renata Czarnecka napisała, bo spodobało mi się, a jak mi się coś spodoba, to hurtem całą twórczość muszę mieć. I trafiłam na kolejną świetną pozycję Signora. Fiorella kapeluszniczka Królowej Bony. Znowu mi się spodobało. Te miłości, intrygi, rozgrywki. No moje klimaty w całej rozciągłości!


Fragment z zapowiedzi:

"XVI-wieczny Kraków po elekcji na tron francuskiego księcia, Henryka Walezego, czeka na swojego króla. Zagorzali katolicy widzą w nim obrońcę wiary, protestanci mordercę ich współwyznawców we Francji w noc św. Bartłomieja, zaś Żydzi drżą w obawie przed wypędzeniem z Kazimierza i tułaczką po świecie. Ale największe nadzieje z Henrykiem wiążą dwie kobiety: polska infantka, Anna Jagiellonka, i Włoszka, Fiorella Carpaccio – kapeluszniczka królowej Bony. Pierwsza ma zostać żoną przystojnego księcia, druga liczy na szybki zarobek i upragniony wyjazd do ukochanych Włoch. Dwie kobiety, dwie historie, miłość i nienawiść, namiętność i odrzucenie, walka o byt w obcym kraju i walka o własną godność w ojczyźnie, dworskie intrygi, perwersja, przemoc i bezsilność, zemsta... Mistrzowsko wiążąc intrygujące wątki, autorka tworzy barwny obraz dawnej stolicy Polski, opisuje stosunki polityczno-obyczajowo-społeczne w mieście i kraju, daje panoramę mieszkańców Krakowa od żebraków i prostytutek aż po rezydentów Wawelu, nie waha się poruszać tematów tabu."

A potem z rozmachu zakupiłam Pożegnanie z ojczyzną i Pod Sztandarem miłości. I tu już miałam ucztę, jak się patrzy! Fascynujący obraz polskiej arystokracji w obliczu ważnych wyborów. Interes własny czy ojczyzna? Majątek czy honor? Z carycą czy przeciw carycy. Niby wszystko znane z historii, ale historia wiadomo daty, fakty, ciągi przyczynowo-skutkowe, statystyka, naukowe analizy i inne takie pierdoły, a ja miałam zawsze na to alergię. Ja chciałam człowieka zobaczyć w tej historii. Zrozumieć dlaczego tak się zachował, a nie inaczej. Jakoś przeżyć z nim trochę to, co minęło. 




Dwa tomy dotyczą każdy innego roku - 1793 i 1794. Co się wtedy działo w Polsce, zakładam, że każdy wie, więc truć nie będę na ten temat. Interesuje mnie to, czego w szkołach nie uczą i jak sam się człowieku nie dowiesz, to wiedzieć nie będziesz. Uwaga, nie jest to romansidło historyczne ani fabułka na jedno popołudnie. To rzetelne podejście do historii ubrane w fikcję na tyle, na ile trzeba. Chyba jasne, że autorka w salonie Heleny Radziwiłłowej nie siedziała i rzucanych przez nią "putain" słyszeć nie mogła z racji niezaawansowanego wieku, ale pisze tak, jakby tam rzeczywiście była, co sprawia, że ja jako czytelnik też tam jestem, gdy czytam. I to mi wystarczy, bo jeśli wierzę autorowi, to znaczy, że swoją robotę wykonał dobrze. Postaci są świetnie zarysowane, nie historyczne nazwiska na papierze, ale żywi ludzie. Miotają się w tej niezbyt korzystnej politycznie sytuacji, nie wiedzą, w którą stronę biec i co ratować. Siebie, czy tę ojczyznę. Kobiety zwłaszcza udały się pisarce doskonale. Izabela Czartoryska i Helena Radziwiłł -  temperamentne i z polotem, niezbyt cnotliwe, ale przecież w naszych czasach to nikogo już nie powinno szokować, więc ja, chyba z racji wiejskiego pochodzenia, rumieńcem się oblewałam na te dzieci noszące jedno nazwisko, a mające różnych ojców, na te schadzki za mężowskimi plecami i macanki z rosyjskimi oficerami. Powinnam zmienić imię na Pruderia, naprawdę. Nam się wydaje, że swobodę seksualną wymyślono w XX wieku. Zapewniam, że w minionych epokach bawiono się całkiem dobrze. 

Obraz polskiej arystokracji nie jest krzepiący niestety, takie to wszystko wyrachowane, próżne i bardziej niż na Polsce, skupione na swoich terytoriach posiadanych to tu, to tam. Trudno się im dziwić, też bym nie chciała, żeby mi moją wieś odebrano, gdybym była jej właścicielką. Pewnie kombinowałabym na wszystkie strony, próbując ratować to, co w rodzinie od wieków, gdzie się dzieci rodziły, a rodzice umierali. Gdzie rodzinne groby i kościół ufundowany. Im starsza jestem, tym mniej kategoryczne sądy mam wobec innych ludzi. Widzę, że źle robią, ale już skazywać bez sądu nie potrafię (chociaż to też nasza narodowa zaleta). No więc siedziałam nad tymi książkami i starałam się zrozumieć ludzi wplątanych w wiry historii. Chcieli żyć i utrzymać na powierzchni siebie i swoje rodziny. Jeden nierozważnie zrobiony krok, jedno nieprawomyślne zdanie i było po wszystkim. Czasem jednak przesadzali ze służalczością, ze strachem, dygotali na myśl, że wszystko zostanie im odebrane, luksus, spokój, kariera, wpływy. Prowadzili się też nie zawsze, jak należy. Nie było wiecznie chwalebne życie polskiej arystokracji, oj nie.  Ale było strasznie ciekawe i chce się o tym czytać.

 A jako uzupełnienie polecam  Portrety pań wytwornych Stanisława Wasylewskiego. Delicje! 










10 komentarzy:

  1. No więc, Pruderio, przepraszam - Marto - chciałam powiedzieć, że kupuję. Stachniak, chociaż widzę zagrożenie płynące z wybielania przez nią czarnych charakterów, i Czarnecką, której nie znam wcale. Pobędę trochę na salonach. A co mi tam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że coś ci się z tego spodoba. Było nie było, to nasza historia. Różnie się na nią patrzy, ale ciekawych rzeczy można się dowiedzieć. Gdyby wszyscy pisali w jednym stylu, byłoby trochę nudno:))

      Usuń
  2. Zachęciłaś mnie! Jak tylko biblioteka urlop wkacyjny skończy ruszę na poszukiwania książek p. Czarneckiej.

    Weronika S.

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja miałam zachwyt historycznymi w liceum, pewnie wywieszczyłam sobie wyjazd czytając Bidwella o Irlandii, haha, a potem mi przeszło. Niedawno mi wróciło i to za sprawą Sapkowskiego i jego trylogii husyckiej. Teraz uwielbiam powieści historyczne, najbardziej niby fikcję, ale na faktach oparte. Już ją wyczaiłam wcześniej na FB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w podstawówce i w liceum miałam fioła na punkcie historii od początku drugiej wojny światowej. Tak się tym przejmowałam i przeżywałam, że dziś nie mogę nic na ten temat czytać. Historia kończy się dla mnie na dwudziestoleciu, potem już za bardzo się angażuję, spać nie mogę, żal mi tych ludzi. Ech!

      Usuń
  4. Na bloga trafiłam poprzez linka umieszczonego na facebooku przez panią Renatę Czarnecką. Na razie tylko tak na szybko przeleciałam wzrokiem po okładkach i tytułach i widzę, że mamy podobny gust czytelniczy. :) Właśnie czytam "Królową w kolorze karminu" i jestem nią zachwycona!

    Na pewno będę tu zaglądać. :) Pozdrowienia, cieszę się, że tu trafiłam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również się cieszę ze wspólnej sympatii do twórczości Renaty Czarneckiej:) Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
    2. Ciekawa jestem "Katarzyny Wielkiej". Interesuje mnie jej postać, czytałam jej biografię oraz pamiętniki. Ewę Stachniak "poznałam" sięgając po "Dysonans", który bardzo przypadł mi do gustu. :)

      Usuń
  5. To wszystko jak najbardziej moje klimaty:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...