poniedziałek, 17 września 2012

No to się zdziwiłam!!!

Matematyka, której nas w szkole nie uczono, to ta właściwa, ciekawa.
Ian Stewart, brytyjski matematyk i popularyzator nauki

Gdyby nie obowiązki zawodowe, prawdopodobnie nigdy nie sięgnęłabym po tę książkę. Trzymam się od nauk ścisłych z daleka, odkąd skończyłam liceum. Wtedy zapowiedziałam butnie mojemu profesorowi fizyki, że nie będą mi one potrzebne w życiu. Chociaż potrafiłam się nauczyć na porządną czwórkę, wszystko zaraz zapominałam i dziękuję opatrzności, że nie musiałam matury z matematyki zdawać. A kiedy nie byłam w stanie wykuć czegoś na pamięć i zastosować, wspomniany już pan profesor kazał mi opowiadać bajkę o Czerwonym Kapturku, miało tylko być fascynująco. Z tym akurat nie miałam żadnych problemów...Nie znam nawet twierdzenia Pitagorasa ani wzoru na pole kwadratu. Dodaję na kartce, a czasem i na palcach. I żyję. I żyłabym tak dalej, ale do czego mnie doprowadziła pasja czytania??? Do książki o matematyce!



„Im więcej dziur, tym mniej sera.
Matematyka zdumiewająco prosta”


Holger Dambeck




Przeczytałam, co tam przeczytałam, pochłonęłam w jeden wieczór i jestem zła! Bardzo, bardzo zła! Bo czuję, że coś mi umknęło. Nie wnikam już czyja to wina. Wczoraj odkryłam, że matematykę można lubić i rozumieć. Szkoda, że tak późno i szkoda, że nikt mi wcześniej tak o tej dziedzinie nauki nie mówił:( Ja uniknęłabym wielu lat stresu, a moi nauczyciele wielu lat załamywania rąk nad moją matematyczną głupotą. Uważam się za osobę nawróconą. Nigdy już nie będę orłem, ale mam zamiar przestać szczycić się swoim niedouczeniem. Przede wszystkim jednak nie pozwolę zrobić ze swoich dzieci takich samych nieuków jak mamusia. Ta książka mi w tym pomoże. Będę ją polecać, zwłaszcza tym, którzy, jak ja do wczoraj, matematyki nie lubią. Mnie oświeciło i stała się jasność w temacie.

Nieprawdopodobnie pokrętne są życiowe drogi. Nielubienie matematyki doprowadziło mnie do polubienia matematyki. Nigdy nie przestanę się dziwić. I to jest piękne! Wczoraj zrobiłam krok milowy - nauczyłam się mnożyć na palcach! A co! Panie profesorze, byłby pan ze mnie dumny:))


O książce:


Matematyka dzieli ludzi; jedni ją kochają, inni są z nią na wojennej ścieżce, choć wszyscy odczuwają głęboko w sercu wiele sympatii wobec liczb i geometrii. Tyle że prawie nikt nie zdaje sobie z tego sprawy. Matematyką posługują się małpy, kruki czy konie, a szczury – tak czy owak – liczą. I żonglując liczbami, popełniają podobne błędy jak człowiek. Holger Dambeck w swej książce zatacza krąg – rozpoczynając od omówienia wrodzonego nam zmysłu liczbowego, prowadzi nas przez zdumiewająco proste triki rachunkowe, aż do elegancji dowodów – dając Czytelnikowi możliwość zerknięcia przez dziurkę od klucza do fascynującego świata w sposób, jakiego chciałoby się doświadczyć we własnej szkole. Autor w formie zabawy, zajmująco i zrozumiale pokazuje, na czym naprawdę polega matematyka: nie na tępym wkuwaniu, a na kreatywnym myśleniu. Książka dodaje odwagi matematycznym beztalenciom, a wszystkim Czytelnikom otwiera oczy. Intensywne myślenie sprawia przyjemność – zacznij od zaraz!

Fragment wstępu:


Nauczyciele, uczniowie i rodzice kręcą się w zaklętym kole. Dorośli uczą dzieci strachu przed matematyką, a one przenoszą go na własne potomstwo. Mimo wszystko, części ludzkości jakoś się jednak udaje utorować sobie drogę poprzez geometrię i dwumiany, choć reszta uparcie twierdzi, że nic z tego nie pojmuje.

Jakby tego było mało, niektórzy nauczyciele i politycy oświatowi próbują traktować matematykę jako rodzaj ostrego kryterium oddzielającego dzieci inteligentne od tych rzekomo mniej. Matematyka, podobnie jak język ojczysty, należy do przedmiotów kluczowych; ludzie z jej znajomością nadają się do wyższych celów, wszyscy inni muszą się porządnie natrudzić, żeby nie znaleźć się w grupie odrzuconych. Takie właśnie podejście kreują światowe systemy edukacji, a zła ocena z tego przedmiotu siłą rzeczy wpływa na uczniowskie osiągnięcia (na przykład na marną średnią z matury).

Niestety, kłopoty wielu ludzi z matematyką nie wskazują wprost na katastrofalny poziom jej nauczania, są raczej postrzegane jako potwierdzenie, że nie każdy został do niej stworzony. Cóż za brzemienna w skutki pomyłka! Zatytułowałem tę książkę Im więcej dziur, tym mniej sera.  Wierzcie mi, matematyka może być tak prosta jak prawda, że serem nie jest powietrze. To banał, lecz równie banalne okazują się pozornie złożone problemy, jeśli podejdziemy do nich odpowiednio zręcznie.

12 komentarzy:

  1. Gratuluję konwersji i życzę wytrwania w nowej wierze. :)

    Z matematyką jest podobnie jak z innymi dziedzinami wiedzy: źle uczona, staje się koszmarem. Jednak wśród wszystkich przedmiotów szkolnych to matematyka ma najbardziej hierarchiczną konstrukcję - kłopoty ze zrozumieniem zaniedbane na niższym poziomie utrudniają bądź wręcz uniemożliwiają wejście na poziomy wyższe, a ponieważ matematyki z wyższych poziomów trzeba się wciąż uczyć (i to wtedy, gdy w wyniku zaniedbań nagle stała się niepotrzebnie trudna), na nadrobienie strat zawsze już brakuje czasu, zaś zrozumienie zastępuje się symulacją tegoż na użytek nauczyciela, ale - co gorsza - także na użytek własny. W ten sposób człowiek buduje sobie wizję matematyki jako nieludzkiego, wrogiego systemu, a powszechność tej sytuacji podnosi indywidualną pomyłkę do rangi doktryny.

    Niestety polskie władze oświatowe nie robią absolutnie nic, żeby tę sytuację choć odrobinę poprawić, zwykle trzeba sobie radzić na własną rękę. A ponieważ szkoły są rozliczane wyłącznie z wyników egzaminów końcowych, te zaś mają w dużej mierze formę testów wyboru, szkolne nauczanie matematyki jako nauki dedukcyjnej (czyli ukazanie jej jako sieci ciekawych logicznych powiązań, a nie książki telefonicznej do wyuczenia na pamięć) praktycznie już w Polsce nie istnieje, poza kilkunastoma, może kilkudziesięcioma, najlepszymi szkołami rozsianymi głównie po co większych miastach.

    Jedynym plusem tej postępowej, systemowej demencji jest to, że chory od pewnego momentu przestaje sobie zdawać sprawę z własnego stanu. Proszę tego nie psuć pochopnymi recenzjami, takimi jak powyższa.

    Pozdrawiam,
    Matematyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątpię w to, że ludzie myślący nie zdają sobie sprawy ze swojego stanu wiedzy, ale muszą sobie jakoś dawać radę. Czasem przez chwilowe wyparcie,czasem żartując z własnych luk w edukacji, ale wiem po sobie, że świadomość braków boli i męczy. Nie wiem, co dalej będzie z systemem edukacji, martwię się, bo wkrótce poślę do szkoły moje dzieci. Ponieważ już dawno obiecałam sobie, że nie pozwolę, aby chociaż raz poczuły się na lekcjach matematyki, tak jak ja kiedyś, po prostu nauczę się od nowa i będę im pomagać w razie czego.
      Oczywiście, choć niestety, ma pan rację w pozostałych kwestiach.
      Dziękuję za opinię i również pozdrawiam:)

      Usuń
    2. Ostatni akapit mojego wpisu był żartem, choć w mrocznej utrzymanym tonacji (ale też polska rzeczywistość wydatnie czarnemu humorowi sprzyja).

      Nawiązując do tego, co pisze Pani nieco niżej, chciałbym zauważyć, że nam było w dawnej, rygorystycznej szkole pod pewnymi względami - paradoksalnie - łatwiej niż dzisiejszej dziatwie; kiedy czegoś nie rozumiałem, to było dla mnie jasne, że to przede wszystkim mój problem i moja sprawa, natomiast teraz, jeśli uczeń czegoś nie rozumie, to nigdy sam nie jest za to odpowiedzialny, całą winą obarcza się nauczyciela. W ten sposób czyni się z dziecka biernego uczestnika procesu edukacji - ono już się nie uczy, tylko "jest nauczane", a to kolosalna różnica.

      Jeśli chce Pani rozbudzić w swoich dzieciach ciekawość poznawczą, to proszę spróbować wyszukać w antykwariatach (najprościej w internecie, rzecz jasna) książeczkę "Czy umiecie się dziwić". Fantastyczna rzecz, ale od czasów PRL nie wznawiana - ponoć żaden wydawca tego nie chce, bo "docelowa grupa konsumencka" byłaby zbyt mała. Starszym dzieciom zainteresowanym naukami ścisłymi można poradzić przeglądanie "Delty", powinna być w sporej części bibliotek (jest też w dystrybucji w kioskach z prasą, ale znów pojawia się problem zbyt małego popytu, skutkiem czego w wielu mniejszych miejscowościach z jej dostaniem może być problem). Są też różne Festiwale Nauki - zaraz zacznie się ten największy w Polsce, warszawski, dla dziecka w każdym wieku da się w nim coś ciekawego znaleźć - czy Centrum Nauki "Kopernik" albo rozliczne konkursy matematyczne. Kłopot w tym, że część tej oferty jest bardzo pod publiczkę, aby tylko błyszczało i iskrzyło, a tak rozbudzane zainteresowanie to często słomiany ogień (problem znany w ekologii, gdzie łatwo namówić opinię publiczną do ochrony zwierzątka o wielkich oczach i wyglądzie pluszowej przytulanki, ale utrwalone w ten sposób mechanizmy społeczne niekoniecznie sprzyjają ochronie brzydkiej glisty, której rola w ekosystemie może być nie mniej doniosła). Trzeba roztropnie wybierać, a z tym ostatecznie każdy zawsze musi zmagać się sam.

      Pozdrawiam,
      Matematyk

      Usuń
    3. Żart pojęłam, tyle że trochę pesymistycznie mnie nastroił:) A Czy umiecie się dziwić mam oczywiście!Tato mi kupił, gdy byłam małą dziewczynką.
      Bardzo dziękuję za wskazówki i wszystkie informacje, biorę je sobie do serca i do rozumu przede wszystkim:)

      Usuń
    4. Do usług. :)

      Bardzo się cieszę, że nie jestem ostatnim ze szczepu pamiętających "Czy umiecie się dziwić"! Ale że przy tak fachowym wsparciu w dzieciństwie w tak srogie popadła Pani terminy w szkole, to już szkoda. Myślę jednak, że i umiejętność zajmującego opowiadania Czerwonego Kapturka ma swoją wartość, najwyraźniej nie można w życiu mieć wszystkiego jednocześnie.

      Usuń
  2. Jednym słowem świetna książka dla wszystkich, którzy stronią od matematyki albo boją się jej jak ognia.)

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja powinnam ją chyba Wojtkowi kupić, bo jemu matma będzie potrzebna w życiu, chce być informatykiem, średnio dobry jest,niby starczy, ale nie widzę w jego oczach fascynacji, a przecież to jego przyszłe życie, więc powinien ją w sobie znaleźć. Dzięki za rekomendację

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dodać, że i ja na fizyce, kiedy już marnych umiejętności nie stało, miałam opowiadać, zgadywać wyniki meczu itp. Fizyk mnie lubił, sama nie wiem, dlaczego, bo mu powiedziałam, że prąd powstaje w gniazdku. Chyba miał po prostu ze mną ubaw. Za to matematyka miałam świetnego, mocna trója w porywach do czwórki i nie wiedzieć czemu, akurat z rachunku prawdopodobieństwa i geometrii wykreślnej królewska piątka, najlepsza w klasie byłam. Takie szczęście matematycznego idioty

      Usuń
    2. Dobry nauczyciel to podstawa. Ja miałam takie szczęście do polonistki w podstawówce. Całą gramatykę, ortografię i styl mam wyrobione pod jej czujnym okiem. Za moich czasów nie było tych wszystkich dysfunkcji. Dziewczyny, które u niej miały tróje, dostawały się z piątkami z egzaminu do liceów w całym województwie. Ortografią nas katowała, rzucała zeszytami, za "poszłem" chłopcy wylatywali z klasy, za se, sie dostawało się taki ochrzan, że do dziś pamiętam. Nawet najsłabszy uczeń, który wyszedł spod jej ręki dobrze mówi i pisze po polsku. A matematyka to była zawsze katastrofa, chociaż mam koleżankę z klasy, która jest wykładowcą matematyki na wyższej uczelni.Ale ona była rzeczywiście zdolna, pracowali z nią osobno itd. Dla przeciętniaków jak ja była przeciętność.

      Usuń
  4. Ja również bardzo dobrze odebrałam tę książkę i czuję się, jak oświecona, nawrócona. Powzięłam nawet podobne postanowienia - dzieci moje od początku będą inaczej przygotowywane do edukacji, niż ja. Zresztą może nawet moje przysięgi nie będą konieczne - jeśli wdadzą się w tatusia-inżyniera, a nie we mnie - wiecznie bezrobotną polonistkę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrzebna jest świadomość, że matematyka to nie jest czarna magia. To trzeba przekazać naszym dzieciom,zamiast strachu i legend, że to tylko dla super zdolnych matematycznie ludzi. Da się zrozumieć i umieć, nawet jeśli nie uda się pokochać.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...