wtorek, 4 grudnia 2012

Kochasz? Zrób sweter!

Niech droga sama wyjdzie ci na spotkanie,
niech wiatr zawsze wieje ci w plecy.
I obyś potrafił odrzucić to, kim jesteś teraz,
aby stać się innym człowiekiem.


Nie robię na drutach, choć kiedyś próbowałam się tego nauczyć. Trudno, ręce obie lewe, niestety, i pasji brak. Nie jestem z tych dziergających i czasem żałuję, ale ktoś musi nie dziergać, żeby dziergać mógł ktoś. Za to po lekturze Irlandzkiego swetra Nicole R. Dickson trochę zazdroszczę tym,  którzy potrafią zrobić sweter dla ukochanego człowieka. Nigdy w ten sposób nie spojrzałam na machanie drutami i nie sądziłam, że czytanie o  robieniu na drutach może tak wzruszyć. Nawet łzę uroniłam. Co prawda mam ostatnio oczy w mokrym miejscu, bo święta idą, wspomnienia wyłażą na wierzch, tęsknoty za minionym czasem i ludźmi, ale jednak łza to łza.





Dobry pomysł na romans to podstawa, a tutaj taki jest. 
Amerykańska archeolog (archeolożka też może być) Rebecca Moray przybywa z córką Rowan na irlandzką wyspę, aby badać swetry robione przez tutejsze kobiety od stuleci, zwane gensejami, a każdy z nich "opowiada inną historię" w zależności od tego, dla kogo został zrobiony. 



Pasuje do osobowości obdarowanego i wyraża wszystkie uczucia, jakie wiążą go z osobą obdarowującą. To nie tylko ubranie, to wyznanie uczuć i talizman chroniący przed złem. To także swoisty dokument tożsamości. Gdyby coś się stało wypływającym w morze mężom i synom, fale wyrzucą ciało na brzeg, wtedy będzie je można rozpoznać po genseju. Każdy rozdział rozpoczyna się opisem jednego, ściegu i  jego znaczenia, co jest oryginalnym wprowadzeniem do kolejnych etapów historii. 


Irlandczycy w charakterystycznych swetrach


Miejscowe kobiety chętnie opowiedzą Rebecce o wzorach i splotach, ale najpierw musi się ona nauczyć wszystkiego od początku. Amerykanka nie jest obca mieszkańcom wyspy. Przed laty, podczas studiów, zaprzyjaźniła się bardzo z pochodzącą stąd Sharon. Tubylcy znają ją z opowieści i przyjmują jak kogoś bliskiego, z otwartymi ramionami i sercami. Po tym, co widziałam w Polsce podczas Euro, co opowiada o Irlandczykach psiapsiółka blogerka, wierzę, że mogło tak być. tych Wszyscy starają się otoczyć młodą kobietę opieką i sprawić, by poczuła się z nimi bezpiecznie. Początkowo jest to dla niej nieco uciążliwe i zaskakujące, ale wkrótce zaczyna doceniać tych ludzi, żyjących prosto, z sercem na dłoni, wspierających się wzajemnie. Niejedno już razem przeszli, są świadomi własnej wartości i siły. Tworzą wspólnotę od pokoleń, znają się aż za dobrze, wiedzą kim są i gdzie ich jest miejsce na ziemi. Może Rebecce też uda się je odnaleźć, tym bardziej, że jej córka szybko aklimatyzuje się w nowych warunkach, znajduje przyjaciół i wspólny język z największym odludkiem na wyspie, starym Seanem Morahanem, skrywającym, podobnie jak Rebecca,  bolesną tajemnicę. Czy uda im się odciąć się od przeszłości, która uniemożliwia im ułożenie sobie życia i relacji z innymi ludźmi? 
Wydarzenia współczesne przeplatane są powrotami do przeszłości, powoli odkrywającymi przed czytelnikiem wszystkie karty.


Oczywiście przeszłość jest tragiczna, jest rodząca się miłość, jest Fionn, super przystojny książę z bajki jeżdżący na motorze. Jest wszystko, co być powinno. Oj, są i momenty zbyt ckliwe, ale przeważają te po prostu optymistyczno-zabawne i wzruszające. Mnie za serce chwyciła historia Seana Morahana i jego rodziny, to najlepszy wątek i to właśnie on sprawił, że były łzy. 



Mógłby być tym księciem na motorze

Choć na pozór Irlandzki sweter jest napisany według tak dobrze nam ostatnio znanego schematu - "zaraz się z tobą rozwiodę, zabiorę ze sobą młode" i rozleję się nad rozlewiskiem albo cóś w ten deseń, to pozory są w tym wypadku jedynie pozorami, bo opowieść jest bardzo ciekawa i inna. Kto chce dobrej książki o miłości i innych wartościach życiowych, które jeszcze nie wszędzie odeszły do lamusa, niech przeczyta, bo moim zdaniem warto. W dodatku ta swetrowa historia przybliża Irlandię, jakiej nie znamy. Chciałoby się jechać natychmiast, zwłaszcza, że zaprasza psiapsiółka, mówi o drzwiach stojących otworem, więc ostrzegam, nabrałam ochoty wielkiej, niech no tylko konto w banku urośnie ponad zero, wtedy Irlandio przybywam. Kupię na pewno taki sweter i jeszcze krzyż świętej Brygidy. Dlaczego? Tego już z książki trzeba się dowiedzieć.




Dodam, że z czasów komuny i szaro-burej rzeczywistości została mi tęsknota za wszystkim, co estetyczne, dlatego jak najbardziej przywiązuję uwagę do okładki i zdarza mi się kupić książkę, bo mi się podoba "z widzenia". Ta okładka cieszy nie tylko wzrok, ale jest też miła w dotyku, no i książka pachnie, jak pachnieć powinna, więc wszystko współgra na tyle, że warto było dla tej lektury zarwać pół nocy.

Dodatkowo:

Zajrzyjcie na stronę marki pochodzącej z wyspy, która zainspirowała autorkę, piękne zdjęcia i piękne swetry (gdyby ktoś miał ochotę na irlandzki sweter inny niż w wersji książkowej).
http://inismeain.ie/




17 komentarzy:

  1. Drzwi otworem, serce otworem, same otwory tutaj, więc przybywaj. U mnie jest tak jak na zdjęciu drugim od dołu, jakbyś za rogiem zrobiła. Tę powieść mam na stoliku nocnym, blisko do przeczytania, ciągle odkładam, bo myslę, co oni i mogą powiedzieć o tym kraju, czego jeszcze nie wiem? Zapominam, że mogą przypomnieć, za co kocham. Taka życzliwość jest w małych miejscowoościach, w Dublinie czy innych większych pewnie nie uświadczysz, ale to normalne. Trochę mi żal tych, którzy mieszkają tam, bo nie doświadczają dobrodziejstwa tego kraju w tym względzie, ludzkim właśnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się zawsze wydaje, że czego mnie ktoś może nauczyć o Paryżu, a czytam wszystko, co ma z nim związek:) Ja się wzruszyłam tym życiem wyspiarzy, ich ciężką pracą, umiejętnością przystosowania się do niełatwych warunków. Lubię takie książki, bo i miłość, i trochę wiedzy, tak ciepło się od niej robi :)

      Usuń
  2. Książkę chcialabym również przeczytać:) Lubię takie historie z klimatem i duszą:) A na drutach kiedyś się sama nauczyłam, miałam parę szalików, szkoda jednak, że nie wytrwałam, może czas powrócić?:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny post.Książkę mam, dostałam w prezencie i mam ja w planie. Pewnie wtedy coś napisz ale takiego postu już nikt nie pobije.Gratuluję.)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytajcie, czytajcie i dzielcie się wrażeniami :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja kochana śp. babcia umiała robić swetry na drutach i przepięknie jej to wychodziło. Mnie też próbowała nauczyć, niestety moje zdolności manualne są znikome i się nie udało.
    Faktycznie, jak oglądałam za każdym razem irlandzki film, to jego bohaterowie byli w charakterystycznych dla siebie swetrach. Nigdy wcześniej nie zwróciłam na to uwagi:-)Co do książki, z przyjemnością przeczytam.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię książki, które niosą emocje i wiedzę. Z lektury wyszłam wzbogacona i to najważniejsze:)

      Usuń
  6. Bardzo zachęcający post :), jeśli uda mi się zdobyć książkę, to bardzo chętnie ja przeczytam. Głównie z powodu wątku robótkowego. Ja sama robię na drutach od wielu lat, robiłam tez swetry z takimi wzorami irlandzkimi, ale nie znałam tej emocjonalnej strony dziergania.
    Za Twoim pozwoleniem chciałabym umieścić notkę z linkiem do tego posta na moim blogu robótkowym.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem robiąca na drutach, zdarzylo mi się raz zrobić swter dla ukochanego, może nie taki trudny jak te irlandzkie, ale też w warkocze. Jednak nie przeżywalam tego zbyt mistycznie. Nie jestem "boginią domowego ogniska"/
    Ostatnio wrocilam do robotek na drutach, od zeszlej zimy uczę się robić skarpetki. to dopiero sztuka! Sweter to pikuś przy wyrabianiu pięty. Zrobilam już 3,
    A powieść może przeczytam, jak spotkam w bibliotece, dzięki za info, ladnie o tyn napisalaś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja mam jeszcze mniejsze predyspozycje do bycia boginią domowego ogniska, bo nawet nie próbowałam zrobić swetra na drutach, kupuję gotowce:)

      Usuń
    2. Jakbyś chciala, to łatwo możesz się nauczyć robić prawe i lewe oczka, teraz są fantastyczne książki do nauki dziergania. Sama bym Cię nauczyla, gdyby to było możliwe.
      A potem to już tylko robić i robić, fajna forma medytacji, machasz drutami i odpływasz. Najlepiej przy szaliku, bo się robi prosto.
      Właściwie to prawego oczka mozesz się nauczyć z ksiązek, lewe jest bardziej problematyczne, pamiętam, że w podstawówce uczyłam się go całą gdzinę lekcyjną, jakaś taka chyba mało pojętna bylam. A szalik na zaliczenie i tak zrobiła mi Mama:)

      Usuń
    3. Nie no, takie podstawy to znam nawet. Szalik na zaliczenie też raz zrobiłam, ale zazdroszczę ludziom talentu stworzenia czegoś ładnego, co ma ręce i nogi. Dla mnie to rodzaj sztuki wyższej :)) Bo jednak trzeba mieć jakąś wyobraźnię, żeby z wełny wyczarować kształty i wzory. Ja jej nie posiadam, mogę zrobić coś na według wzoru, ale wygląda to raczej żałośnie niż ładnie:)

      Usuń
  8. Ale zbieg okoliczności: akurat dzisiaj zaczęłam czytać tę powieść w pociągu! Pierwsze czterdzieści stron za mną. Bez szaleństw, ale czyta się miło. Zobaczymy, co będzie dalej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Mama mojej przyjaciółki w Pietropawłowsku właśnie robi dla niej wielki, pleciony w warkocze płaszcz na drutach. Technika dla mnie - laika - nie do podrobienia. Tu wszyscy robią na drutach (młode pokolenie niekoniecznie) - kiedyś umiejętność niezbędna do przeżycia w potwornych mrozach. Pomyślałam, że też można by napisać interesującą historię o ludziach tutaj: Kazaszkach, które o wełnie wiedzą wszystko albo żonach i potomkiniach zesłańców. Książkę przeczytam na pewno. Już za chwileczkę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno byłby to interesujący temat! My, ludzie żyjących we względnym komforcie, nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak ważne są takie umiejętności w chwilach, gdy trzeba walczyć o przetrwanie w trudnych warunkach.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...