piątek, 22 lutego 2013

Nikt nie jest prorokiem we własnej wsi

Uśmiałam się dzisiaj do łez. Doprowadziło mnie do tego stanu spotkanie z sąsiadką. "A co ty porabiasz Martusiu?" zapytała. Uwielbiam, gdy nadal się mnie traktuje jak małe dziecko:P Pomijając już fakt, że nie cierpię wersji Martusia. "A wszystko dobrze" odpowiedziałam, chcąc (wiem, jestem okropna) skrócić konwersację do minimum. "A ty tak siedzisz w tym domu, z dziećmi, nie nudzi ci się? Mąż pracuje na was?". Zrobiło mi się gorąco, a przecież zima w pełni. "Dzieci w przedszkolu, ja pracuję w domu. Mąż pracuje również na siebie" odpaliłam z miłym jednakże uśmiechem. "Chałupniczo pracujesz? No widzisz, po coś ty z tego Paryża wracała. Taka mądra dziewczyna". W tym momencie policzki płonęły mi już czerwienią, której (jak już wspominałam) nie znoszę. "Pracuję w domu dla poważnego wydawnictwa, napisałam też książkę o Paryżu" broniłam się ostatkiem sił. Sąsiadka spojrzała na mnie jak na świra, pokiwała współczująco głową i powiedziała "Nic nie słyszałam". "Bo w "Fakcie" o tym nie było" wyskoczyło mi z gardła, chociaż robiłam, co mogłam, żeby nie. I teraz mam obrażoną sąsiadkę, a sławy i tak mi nie przybyło:) Mówię wam, wiem, co piszę - nikt nie jest prorokiem we własnej wsi.

Z tego słynie moje miasto:) Polecam

21 komentarzy:

  1. Dobrze jej odpaliłaś. Sąsiadką się nie przejmuj.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuje się, tylko tak rozważam właśnie, że ludzie w tak bliskim sąsiedztwie nic o mnie nie wiedzą. I tak się zastanawiam, czy to i czasem nie moja wina, że trzymam ludzi na duży dystans. Sytuacja bardzo mnie ubawiła w sumie.

      Usuń
    2. Czasem lepiej by nie wiedzieli, ale sąsiadka tak być może z troski o Twojego zapracowanego męża.)

      Usuń
    3. Możliwe, tak się biedaczek zapracowuje na leniwą żonę. Ja nigdy nie byłam wścibska, nie lubię miejscowych plotek, nie bywam, nie pokazuję się, nie odsłaniam mojej prywatności, tak już mam, ale zabawne jest dowiedzieć się, jak nas widzą inni. Teraz myślę, że zamiast próbować się wybronić, powinnam była przytaknąć i byłby święty spokój.

      Usuń
  2. Niestety sąsiedzi wredni bywają. Ja też pracuję w domu, a tylko część rozumie, że zarabiam na tym pieniądze, a nie siedzę przed telewizorem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym to się bardzo często spotykam. Nawet kiedyś listonosz do mnie mówi, że będzie u mnie zostawiał paczki dla innych mieszkańców, bo ja nie pracuję, ciągle jestem w domu, to oni sobie odbiorą. Jak go pogoniłam to do dziś nie przychodzi i złośliwie awizo zostawia, mimo że w domu jestem.

      Usuń
  3. Ja cię...bezbłędne:):)
    Ja uchodzę za osiedlowego gbura i przygłupa, bo unikam jakichkolwiek rozmów z sąsiadami.
    Jakiś czas temu było włamanie 4 domy dalej i policjant rozpytujący czy czego nie widziałam nie mógł uwierzyć, że nawet za bardzo nie kojarzę kto tam mieszka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że moja sąsiadka miała z góry ustaloną opinię na temat tego, co robię. Pewnie ten powrót po 10 latach z Paryża musi być tu odbierany jako totalna porażka:)) Taka wersja jest bardziej atrakcyjna. Nikt chyba nie chce uwierzyć, że tak sama chciałam:)

      Usuń
  4. Ależ się uśmiałam. Tak sobie pomyslałam, może sąsiadkę zaprosić na ciacho, książkę pokazać... Niech zobaczy i rozpowie dalej i kto wie, może już niedługo ludzie z okalicy będą pokazywać palcami i szeptać: To ta autorka! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, wolę, żeby jednak nie:) Bardzo cienię sobie moją prywatność i chyba wolę pozostać anonimowa, ale żeby zaraz, że nic nie robię:)

      Usuń
  5. Miejscowe panie-sąsiadki mają swoją jedynie słuszną i prawdziwą wersję rzeczywistości. One w nią wierzą i ona jest jak beton - nie do ruszenia.Po prostu Pani Marto, Pani się w ten ich prosty świat nie wpisuje.
    Wydanie książki dla takiej pani-sąsiadki to rzecz tak egzotyczna, a wręcz nieprawdopodobna, że to na pewno nieprawda... :)))
    Ja też postrzegana jestem jako "troszkę dziwna", z każdą wydaną kolejną książką "troszkę bardziej".
    I z całej historii wyszła całkiem niezła anegdotka. Może kiedyś umieści ją Pani w swojej książce? Sąsiadka się nie obrazi, bo i tak nie przeczyta...
    Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się wydaje, że to może nawet nie egzotyczne (wydanie książki) tylko wg. części osób zbędne całkowicie. Wystarczy spojrzeć po tym jaki odsetek Polaków czyta...my to wyrabiamy normę chyba za spore miasteczko.

      Usuń
    2. Też mam wrażenie, że dla wielu ludzi książki to jest naprawdę niepotrzebna strata czasu i dziwactwo. Pamiętam jeszcze jak moja prababcia opowiadała o pewnym człowieku w swojej wsi na Mazowszu i żeby podkreślić, że był stuknięty, mówiła "Ciągle książki czytał. Żeby w domu, ale on po wsi chodził z książką, na łące się kładł i czytał. Niespełna rozumu był" :))

      Usuń
    3. Dobre!
      Prawie jak ta dzieweczka z "Romantyczności" Mickiewicza;)

      Usuń
    4. Coś w tym jest na pewno:)

      Usuń
  6. Ludzie nie rozumieją, na czym może polegać praca w domu. Nie tylko Ty borykasz się z tym problemem. Następnym razem opowiedz sąsiadce jakąś bajeczkę, a listonosza poproś, by się z Tobą podzielił wypłatą, skoro chce Cię zatrudnić jako małą filię pocztową:)
    I olać ich wszystkich!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olewka, że tak powiem to moje motto przewodnie, inaczej przy moim dość przejmującym się charakterze zeszłabym już dawno. I tak okupuję dużymi nerwami wszystko, co robię, bo chcę robić dobrze, a gdybym jeszcze się miała przejmować ludzkim gadaniem, byłoby bardzo źle ze mną. A listonoszowi dokładnie to powiedziałam i jeszcze dwa słowa więcej może, poniosło mnie wtedy bardzo, dlatego teraz po przesyłki śmigam na pocztę:)

      Usuń
  7. Boszsz, czasem mam wrażenie, że świat roi się od osób pokroju Twojej sąsiadki. Toż to można wyjść z siebie na takie dictum!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to zachowałam się chyba trochę niepoważnie, trzeba było puścić mimo uszu, a ja dałam się wyprowadzić z równowagi. Z drugiej strony, jestem pewna, że więcej już mnie nie zapyta, jak się mam:)

      Usuń
  8. Och, ludzie to uwielbiają w ten sposób przygadywać. Mam to samo w rodzinie narzeczonego - matka/babka/ciotka - nikt nie traktuje poważnie tego, że można zarabiać nie wychodząc z domu.

    Sąsiedzi za to lubią zaczepki w stylu: "kiedy wreszcie wyjdziesz za mąż?!" - tak, jakby to był ich największy życiowy problem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kiedy wyjdziesz za mąż" też przeżyłam! :))

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...