środa, 6 lutego 2013

Zakochana w Paryżu spotyka Zakochanego w Paryżu

Jest, jest nareszcie jest książka o współczesnym Paryżu na jaką czekałam! Autor Zakochanego w ParyżuOlivier Magny, to paryżanin z wyboru, pomieszkujący w Nowym Jorku, znany sommelier, właściciel winiarni i restauracji Ô ChateauJego spojrzenie na Paryż jest pełne czułości, ale i obiektywizmu. Mamy tu naprawdę wszystko, co powinniśmy wiedzieć o charakterze tego miasta i jego mieszkańcach. Krótkie, ale dosadne rozdziały wprowadzają nas w zawiłości paryskich zachowań i zwyczajów. Tytuł książki w oryginale to Dessine-moi un Parisien (Narysuj mi paryżanina) i nawiązuje oczywiście do słynnego zdania z Małego Księcia Dessine-moi un mouton (Narysuj mi baranka). Zabieg był na pewno celowy, bardzo ironiczny, ale oczywiście subtelny, dlatego nie zgadzam się z jednym jedynym punktem mówiącym o braku poczucia humoru u paryżan. Magny jest najlepszym przykładem na to, że oni to poczucie humoru mają. Nie objawia się może rechotem nad kuflem piwa, ale na pewno istnieje. Clarke napisałby pewnie wprost, że paryżanie to stado baranów, Magny również to sugeruje, ale z właściwą Francuzom finezją. Ta różnica w pisaniu ma dla mnie bardzo duże znaczenie.


Narysuj mi paryżanina...


Olivier Magny pisał najpierw o Paryżu na blogu http://www.o-chateau.com/stuff-parisians-like. Z tych wpisów ułożyła się książka w wersji angielskiej i francuskiej. Teraz mamy ją po naszemu, z czego oczywiście bardzo się cieszę.


Wszystko, co zawsze chcieliście wiedzieć o paryżanach...




W polskiej wersji zniknęły wspaniałe ilustracje Marie Sourd, które możecie zobaczyć poniżej, może dlatego nie było sensu upierania się przy dosłownym przetłumaczeniu tytułu. Mamy za to czarno-białe zdjęcia, może nie rewelacyjnej jakości, ale naprawdę nie one są tu najważniejsze, bo tekst w zupełności wystarczy, aby dobrze się bawić podczas czytania.



Książka jest podzielona na 117 rozdziałów (mam nadzieję, że dobrze policzyłam). W każdym z nich jest omawiana jedna, oczywiście niezwykle istotna dla paryżan, kwestia, między innymi dżinsy, metro, parkowanie, dziewczyny z zagranicy, zarost, narzekanie, związki, bruk, prywatki, sikanie na ulicy i tym podobne. Na końcu każdego rozdziału znajduje się krótka rada, jak wykorzystać właśnie zdobytą wiedzę w czasie pobytu w Paryżu. Mamy też krótkie zdania, których wypowiadanie może nas upodobnić do mieszkańców stolicy Francji. Muszę przyznać, że ich wybór jest niezwykle trafny :) Rzeczywiście słyszałam je wiele razy, a pewnie jeszcze częściej sama je wypowiadałam. 

Zakochany w Paryżu zaczyna nasze spotkanie z Miastem Świateł od mocnego akcentu, czyli tak popularnego słowa putain, które można by porównać do tak nam bliskiej k...y.  Nie ma jednak aż takiej mocy, dlatego używa się go dość często i chętnie. Potem jest już bardziej elegancko. Dowiecie się dlaczego paryżanie lubią czerń, dlaczego tamtejsi mężczyźni wolą cudzoziemki, gdzie można zjeść najlepsze lody, dlaczego nie warto pytać mieszkańców o dyskoteki i kluby nocne, czemu tylko turyści pijają w restauracjach i kawiarniach wino, gdzie są najbardziej typowe dla tubylców miejsca spotkań, na co narzekają, czego nie lubią, kogo krytykują, ale także co uwielbiają, czym się szczycą i kogo podziwiają. Według mnie Olivier Magny wybrał najistotniejsze tematy i doskonale je omówił. Nie szczędził złośliwej ironii, wcale nie był łagodny w ocenie, ale że wszystko jest podszyte wielką miłością od Paryża, nie odczuwamy tu niesmaku.  Najzabawniejsze jest to, że paryżanie doskonale zdają sobie sprawę ze swoich wad, często przecież brałam udział w dyskusjach o ich stosunku do siebie i świata, ale mają poczucie, że żyją w niezwykłym mieście. Niezwykłym również dzięki nim. Chociaż od lat głosi się upadek paryskiej legendy, jak dotąd żadne inne miasto nie przejęło roli Paryża w Europie.

Jak przy wszystkich lekturach dotyczących mojego bzika, nie jestem absolutnie obiektywna, wszystko odbieram tu bardziej sercem niż rozumem, a serce mi mówi, że to świetna książka i polecam ją wraz z niezwykłym przewodnikiem Lorànta Deutscha Paryż zwiedzanie metrem, jako dwie najlepsze pozycje dla tych, którzy chcą to miasto poznać, a nie jedynie je zobaczyć.



 Bla, bla, bla...tłumaczyć chyba nie trzeba:)

 Nic nie lubię, jestem paryżanianem



Ukochana wyspa paryżan Ile Saint-Louis 


20 komentarzy:

  1. Ach ten Paryż:-) Byłam tam kilka razy...zachwyca to prawda...Mam parę takich miłych wspomnień...
    Mam pytanie i prośbę, muszę podjąć naukę języka francuskiego., pewnie zapiszę się na kurs, ale chciałabym też sama pracować. Kiedyś wiele lat temu uczyłam się tego języka, ale to było dawno...
    Czy mogłabyś polecić mi jakiś podręcznik do samodzielnej nauki?
    pozdrawiam i przepraszam,że zawracam głowę...
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia z czego obecnie można się uczyć języka, ale mogę ci polecić świetny blog, a jego autorka na pewno ci pomoże dobrać odpowiednie podręczniki
      tu strona bloga

      http://www.francuski-przez-skype.blogspot.com/

      a tu strona na FB
      https://www.facebook.com/pages/O-Francji-Francuzach-i-j%C4%99zyku-francuskim/316567305033482

      Polecam też stronę na FB J'aime le français

      https://www.facebook.com/FrenchPage?fref=ts

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję za odpowiedź!
      pozdrawiam ciepło!

      Usuń
    3. I ja skorzystam z linka :) dziękuję.

      Dodam jeszcze, że najlepiej uczy się języka na żywo. Mi po trzech tygodniach podróży po Francji język przypomniał się do tego stopnia, że przeczytałam Nothomb w oryginale :))
      taaaak, teraz chyba czas na powtórkę wyjazdu hihi

      Usuń
  2. nieee, nooo obiecałam sobie - w tym roku już nic nie kupuję!! (czy to w ogóle możliwe?hihi) jednak moja przebiegłość potrafi zapewnić mi spełnienie w tym głodzie kupowania - a to dla Syna a to dla Męża - tym razem Paryż, sommelier, wino i restauracja będą pretekstem dla kupna książki Mężowi;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężkie postanowienie, ale zaczynam powoli je rozumieć, bo miejsca mi już brakuje na kolejne lektury.

      Usuń
    2. Oj tak miejsce to jest to, czego potrzebujemy .... pomimo 20 metrów, które za chwilę nam dojdą już wiemy, że nasze trzy kolekcje nie zmieszczą się w nowym domu;/

      Usuń
    3. ... jeszcze tak mi się podsumowanie nasunęło: i weź tu człowieku miej hobby:)

      Usuń
  3. O Paryżu mogłabym czytać w nieskończoność... Chętnie sięgnęłabym po oryginalną wersję, choćby ze względu na te ilustracje, o których wspominasz. A "putain" słychać na prawo i lewo nie tylko w Paryżu, podejrzewam ,że w całej Francji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli masz możliwość, łap za oryginał i daj znać, jak ci się podobało.

      Usuń
    2. A! I jest już drugie wydanie we Francji z niebieską okładką - rozszerzone. Wydaje to 10/18.

      Usuń
  4. Z treści wnoszę, że piszę o tym samym, albo prawie o tym samym, co obsmarowany przez nas Clarke, ale zupełnie inaczej. Zaciekawiłaś mnie, chętnie porównam. Co do kupowania książek zastanawiam się, jak się nazywa ta jednostka chorobowa, bo zakupoholizm kojarzył mi się dotąd raczej z dobrami materialnymi, a nie duchowymi (książkoholizm, czy książkohoza maniakalna?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie już nie wiem, czy ja po prostu się do Clarke'a uprzedziłam, czy rzeczywiście on jest trochę jednak zbyt chamski dla mnie.

      Co do kupowania książek, to jak zwał, tak zwał, ale nałóg to na pewno jest!

      Usuń
  5. A ja slowo "putain" odbieram raczej jak polskie "cholera jasna", nie k...a,
    chocby dlatego, ze we Francji slyszy sie je wszedzie i ciagle, uzywane przez
    wszystkie bez mala warstwy spoleczne. Mysle, ze ma tez mniejsza
    sile razenia niz nasza "k....a". No i "k..." choc wydaje sie, ze
    ciagle je slychac na polskiej ulicy, to jednak tylko pewna, specyficzna grupa spoleczenstwa jej uzywa, przecietny Polak czy Polka juz raczej nie... Putain natomiast uzywaja Francuzi i Francuzki, ludzie starsi i mlodzi, wyksztalceni i nie... jednym slowem wszyscy, albo prawie wszyscy.
    A polecana przez Ciebie ksiazke zakupie dopiero w wakacje, ech zycie zakupoholika ksiazkowego...
    Pozdrawiam Teresa


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasz odbiór, jako cudzoziemców, to jedno, ale znaczenie jest jasne, putain to prostytutka. Jego siła rażenia jest znacznie mniejsza, o czym wspomniałam w recenzji, dlatego łatwiej przechodzi u wszystkich. Nie jestem tak bardzo pewna, że u nas k...a jest przekleństwem nizin społecznych. Słyszałam i ludzi wykształconych, z elit, sama też czasem używam, rzadko, to fakt, ale czasem się zdarzy. Jest to słowo tak dosadne, że są sytuacje, w których nie da się powiedzieć nic innego. Gorzej, gdy staje się przerywnikiem używanym kilkakrotnie w zdaniu. Wtedy razi bardzo.

      Może uda ci się kupić wersję francuską książki, bardzo jestem ciekawa, jak ona wygląda.

      Usuń
  6. Marto, nie bardzo sie zgadzam z Twoja interpretacja slowa putain. Od 30 lat mieszkam w kraju francuskojezycznym (250 km od Paryza),
    wiec potoczny jezyk francuski stal sie dla mnie z koniecznosci jezykiem codziennym. Zapewniam Cie, ze z czasem niuanse jezyka potocznego roznia sie zdecydowanie od jezyka literackiego, czy tego co podaja nam slowniki. Zajrzalam przed chwila dla "spokojnosci sumienia" do Grand Dictionnaire Francais-Polonais i
    rzeczywiscie o, putain jest tlumaczone jako "k...a mac" albo cholera jasna. Tak, ze w gruncie rzeczy wszystko zalezy od naszej wrazliwosci. Dla mnie jest to duzy wulgaryzm i staram sie go unikac, chociaz w zyciu nieraz zachcialoby sie mocno zaklac, ale slowo na K wyjatkowo mnie razi.
    Jesli ksiazka o ktorej piszesz wyszla w ciagu ostatnich 2 lat powinna byc jeszcze w sprzedazy. Jak na nia trafie, oczywiscie przesle Ci fotke. Pozdrawiam, Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tereso, mieszkałam długo w Paryżu, ponad dziesięć lat,tam się uczyłam, pracowałam, żyłam codziennym życiem, z wykształcenia jestem filologiem romańskim. Ja nie interpretuję słowa putain, bo ono interpretacji nie potrzebuje, ma swoje znaczenie i oznacza prostytutkę. Nie twierdzę, że k... nie jest ciężkim wulgaryzmem. Twierdzę, że jest znaczeniowo podobne do putain, z tym że w wersji francuskiej ma o wiele lżejszą wymowę, dlatego łatwiej przechodzi.

      Usuń
  7. Przypomnialo mi sie wlasnie jeszcze jedno, bardzo lubiane przez
    Francuzow przeklenstwo: merde alors, czyli g...o doslownie, ale
    tez w potocznym jezyku raczej odpowiada "o cholera" niz "o gowno".
    Teresa
    Ps. Jeszcze troche a bedziemy specjalistkami od wulgaryzmow francuskich, hi, hi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasza dyskusja jest bardzo ciekawa, bo doskonale pokazuje różnice językowe. Zawsze miałam wrażenie, że nasze przekleństwa są mocniejsze, ale mój profesor miał taką teorię, że kiedy w grę wchodzą silne emocje, nadal lepiej czujemy język maternelle, jak to się mówi, niż ten drugi. Tak jest z przekleństwami i tak jest z wyznaniem miłości. Mimo piękna je t'aime, lepiej czuję kocham cię:) Może dlatego, że u nas lubić i kochać to dwa różne słowa, a we francuskim jedno słowo aimer, odpowiednio użyte, oznacza różne stopnie zaangażowania emocjonalnego. Tak sobie przeczytałam naszą wymianę zdań i w sumie doszłam do wniosku, że mówimy o tym samym.Ja chciałam podkreślić dosłowne znaczenie słowa putain ze względu na to, że w takim właśnie sensie pojawia się ono w książce, natomiast jego użycie w języku francuskim ma rzeczywiście, tak jak ty to podkreślasz, wydźwięk cholera jasna. Trzeba jednak wytłumaczyć osobom, które języka nie znają, że mimo wszystko jest to przekleństwo, które ma źródło w najstarszym zawodzie świata i jego wypowiadanie w różnym kontekście może mieć różną siłę. Jeśli powiesz, ce fils de putain albo ce fils de pute, już nie będzie to znaczyło syn cholery jasnej :) Tym bardziej, że we francuskim istnieje słowo colère, ma podobne znaczenie do naszej cholery, nasza jasna cholera to przecież une colère bleue

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...