poniedziałek, 4 marca 2013

Et in Arcadia ego

Dosłownie, bez żadnych interpretacji. Czytam Wyznaję Jaume Cabré i jestem w czytelniczej Arkadii.  Mroczniejsze strony tego wyrażenia, na razie od siebie odsuwam, będzie jeszcze na to czas, bo powieść w mrok obfituje. Nie skończę szybko tej lektury, dozuję ją sobie, a może raczej ona podaje mi odpowiednie dawki, bo w pewnym momencie odczuwa się takie nasycenie tekstem (nie mylić ze znużeniem), że trzeba się zatrzymać i przemyśleć. Nie sposób przez powieść przebiec, poza tym nie ma się na to ochoty, chciałoby się w niej pozostać jak najdłużej, chciałoby się jej nigdy nie opuszczać. Kiedy przerywam czytanie, łapię się na tym, że ciągle myślę o książce. O słowach, o obrazach, o dźwiękach, które w niej są. Dziś rano zdałam sobie sprawę, że noszę ją ze sobą wszędzie, mając nadzieję, że znajdę choć chwilę, żeby znów do niej wrócić. Przedziwna jest i fascynująca, inna! 

Wydaje się, na początku, że Cabré prezentuje nam wiele historii, przeskakując zręcznie w czasie i przestrzeni, ale okazuje się, że historia jest jedna, perfekcyjnie skonstruowana, a czytelnik jest w nią wpisany, porwany przez wydarzenia, co najmocniej odczuwa, gdy nagle wszystko wokół niego się zmienia, a on stoi przed zupełnie innym obrazem niż ten, na który patrzył przed sekundą. Narrator wciąga nas w intymną relację w pierwszej osobie, by za chwilę, nawet nie wiadomo kiedy, oddalić się i postawić się za murem narracji w trzeciej osobie. Jak gdyby bycie częścią tej opowieści było dla niego momentami zbyt bolesne. Cała książka to koncert wirtuoza słowa, ale są fragmenty, które naprawdę zapierają dech w piersiach, jak ten, gdy splata się zło inkwizycji i Holokaustu. Porażające!



Jaume Cabré, źródło 

Nie mam zamiaru robić tu rozbudowanego streszczenia i analizy literackiej, bo po pierwsze jest już tego tyle, że nie ma sensu, a po drugie naprawdę nie ma sensu. Nie pomoże wam to w podjęciu decyzji czytać czy nie. Porównywana jest do symfonii lub katedry, nie wiem, nie znam się zbyt dobrze ani na symfoniach ani na katedrach, ale wiem, kiedy mam do czynienia z czymś pięknym. Umiem odróżnić rzępolenie na skrzypcach od gry mistrza. Grafomanię czy bohomazy od dzieł sztuki. Działam instynktownie, ale nie błądzę. Piękno w każdej postaci pozostawia mnie oniemiałą z wrażenia i to mi wystarczy. Zachwycić się tak, żeby brakło słów. Żeby każde wydawało się zbyt słabe, zbyt banalne dla określenia tego, co się czuje. Nie ma o czym mówić, trzeba czytać.

Chciałabym jedynie wam przekazać to, co dla mnie jest w tej książce najważniejsze, czyli że jest genialnie napisana, mądra, wstrząsająca i na całe życie. Wiem, że będę do niej wracać, jestem też pewna, że wielu czytelników, będzie robiło to samo. Jeszcze nie skończyłam jej czytać, a już chciałabym zacząć od początku, bo trzeba zgłębić wiele kwestii, trzeba sięgnąć po coś, co ją uzupełni, poszerzy horyzonty.

Nie ma tu żadnego nowego tematu, którego nie poruszyliby już wcześniej inni pisarze na miliony sposobów, dobro i zło, miłość i nienawiść, czyli to, co dla każdego człowieka pozostaje najważniejsze mimo upływu wieków, a jednak Cabré zdołał mnie oczarować tak, jak lata temu uczynił to Márquez  i jego Sto lat samotności albo Roberto Bolaño, również  podejmujący problem zła w swoich powieściach.

Podróżujemy przez wieki, po wielu krajach, spotykamy raz po raz coraz to innych bohaterów, poznajemy ich losy, które w jakiś sposób zawsze są splecione z bezcennymi skrzypcami. Mrocznym obiektem pożądania. Pięknym, a jednocześnie niebezpiecznym. Chłonę każde zdanie, wiele z nich czytam sobie na głos, zapisuję, zapamiętuję, co naprawdę jest uzasadnioną reakcją, gdy ma się kontakt z taką literaturą. Zwłaszcza gdy odnajduje się pewne własne refleksje, może i czasem niezbyt wysublimowane, ale jakże trafne:


"Jeżeli chcesz spędzić życie, czytając, twoja sprawa, twoja i twoich książek. A inni mogą cię pocałować w dupę."

Okazuje się, nie żebym o tym nie wiedziała, ale dobrze mieć od czasu do czasu tak jasną świadomość, że te wszystkie lata życia z książkami, dociekania, szukania, drążenia, przechodzenia od lektury do lektury, tropienia śladów, faktów, poznawania języków, kucia łacińskich deklinacji, snucia się godzinami po muzeach, przeglądania opasłych tomisk encyklopedii, albumów z malarstwem, to wszystko jest kluczem do światów, do których wielu wstępu nigdy mieć nie będzie. Autor daje to też do zrozumienia czytelnikowi, bez procesu zdobywania wiedzy, wiedzy się nie posiądzie. Jedną z ulubionych czynności Adriana, głównego bohatera, jest na przykład sprawdzanie wszystkich niezrozumiałych słów i wyrażeń w encyklopedii Britannica. Niestety wiedza szczęścia mu nie gwarantuje, a może wręcz zamyka do niego drogę, ale dla czytającego Wyznaję szybko stanie się jasne, że bez niej  w lekturze daleko nie zabrnie.

Nie ma co ukrywać, jest to książka trudna, nie tylko z powodu zawiłej historii, którą opowiada, ale także pod wieloma innymi względami. Cabré często "mówi" językami obcymi, nic nie jest tłumaczone, są fragmenty po francusku, po niemiecku, po łacinie i po katalońsku. Są tytuły dzieł, nazwiska uczonych, filozofów, postaci historycznych. Są odwołania do wydarzeń historycznych, miejsc, dzieł sztuki. Nie ma ani jednego przypisu. Podejrzewam, że nie bez powodu. To wyzwanie dla czytelnika, któremu sprosta albo nie. Ale w obcowaniu z taką książką nie ma miejsca na kompromisy i półśrodki. Albo idziesz na całość, podejmując wysiłek obcowania z czymś wielkim albo od razu daj sobie spokój. Jeśli otworzysz się na tę książkę, wyjdziesz wzbogacony stokrotnie. Znajdźcie czas i miejsce na czytanie, notujcie, szukajcie, sprawdzajcie. Miejcie przed oczami obrazy i słuchajcie muzyki. Nie omijacie niczego! Ja sięgam w miarę czytania do dźwięków, które są mi najmniej znajome, aby lepiej zrozumieć bohatera. Wymyślenie muzyki jest dla mnie najwyższą formą sztuki, może dlatego, że dla mnie całkowicie niedostępną. Pisanie, sztuki plastyczne jestem w stanie pojąć, ale muzyka!

Zaczęłam zatem spisywać wykonywane w książce utwory, ale z pomocą pośpieszyła pani Anna Sawicka, wspaniała tłumaczka książki, która specjalnie dla słuchaczy trójkowych audycji Trójkowy Znak Jakości i Z najwyższej półki sporządziła ścieżkę dźwiękową (zamieszczam poniżej).


Dla romanistów podaję link do fragmentu w oryginale http://ebookbrowse.com/jo-confesso-avenc-maco-pdf-d340612992


Et in Arcadia ego, Guercino, Galleria Nazionale d'Arte Antica


Et in Arcadia ego, Nicolas Poussain, Luwr



Jean-Marie Leclair Starszy, VIII; druga sonata z Second livre de sonates, XIX, 234 : „Dedykuję tę sonatę mojemu kochanemu siostrzeńcowi, Guillaume-François, synowi mojej najdroższej siostry Annette, w dniu jego narodzin. Oby los był dla niego pomyślny podczas wędrówki przez tę dolinę łez”; Bernat i Adrian grają razem sonaty z opusu 3 i 4, XXXVIII, 487


Utwory, jakie wykonywał Adrian podczas nauki gry na skrzypcach: ćwiczenia ze zbioru gam Ševčíka, VIII; Pablo Sarasate, XVI, 202



Sonata Kreutzerowska Beethovena: nieudany koncert w Casal del Metge, XV, 194:



Tarantela Wieniawskiego – utwór, który mistrz Manlleu zagrał na storionim, XVI



Program wykonywany przez Adriana w Paryżu: „Sonata Kreutzerowska, sonata Césara Francka, trzecia Brahmsa i jeszcze jakiś Wieniawski i Paganini jako numer popisowy na bis”, XVI, 202



Koncert Jaschy Heifetza w Barcelonie: II Koncert g-moll Prokofiewa na skrzypce i orkiestrę; Orkiestrą Miasta Barcelony dyrygował Eduard Toldrà, XVI, 211



Bernat gra Ciacconę [Chaconna z Partity d-moll J.S. Bacha], żeby pocieszyć Adriana po odejściu Sary, XXII, 274.



Adrian zagrał studentom na swoim storionim Partitę nr 1 J.S. Bacha, XLVI, 588.



Bernat wybrał Koncert skrzypcowy D-dur, op. 61 Beethovena na egzamin dyplomowy, XXIII, 282

„Mówiłem o muzyce, jaką komponowano w czasach Leibniza. Przeniosłem się ze studentami tropem Leibniza do Hannoveru, na fali muzyki Buxtehudego, a konkretnie słuchając wariacji na klawesyn na temat arii La Capricciosa (BuxWV 250)”, XXXIII, 419.

Franz Schubert, Trio opus 100 – muzyka, której słuchają Konrad Budden i Rudolf Höss, XXXVIII, 483.

Joshua Mack, nowy właściciel skrzypiec, gra na storionim Adriana II Koncert Prokofiewa, LVIII, 747.



24 komentarze:

  1. Książkę właśnie zakupiłam i czekam na przesyłkę. Po Twojej recenzji jeszcze bardziej nie mogę się doczekać. Zauważyłam,że ostatnio coraz częściej sięgam bo wymagającą lekturę...ale to wielki plus obcowania z blogami poświęconymi literaturze...
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu, trzeba sięgać i nie odpuszczać, wiele rzeczy, których nie ogarniesz teraz, ogarniesz za rok, za dwa lata, za pięć i będziesz z przyjemnością odkrywała, jak bardzo się rozwijasz, a to jest książka, która w tym pomaga i dlatego naprawdę warto.

      Usuń
  2. I jeszcze jedno, wczoraj w Trójce była audycja poświęcona tej książce:
    www.polskieradio.pl/9/874/Artykul/794118,Z-najwyzszej-polki-fenomen-Cabr%C3%A9-i-Polska-B

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, słuchałam, to właśnie z tej audycji jest lista utworów do słuchania:)

      Usuń
  3. Teraz żałuję, że mam w formie ebooka, może powinnam kupić papierową i robić sobie tam notatki?
    Pięknie zachęciłaś do lektury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dasz radę z e-bookiem, możesz sobie robić zakładki i notki, to w przypadku takiej cegły jest chyba na korzyść. Poza tym taszczenie jej wszędzie, bo wpycham ją również do torebki, trochę niewygodne jest, a tak czytnik i spokój:)

      Usuń
    2. też mi się przypomniało, że notatki można w kindlu robić do zakładek, więc tylko się muszę jeszcze tego nauczyć, co jest proste, ale nigdy mi nie było potrzebne.

      Usuń
  4. Myślę Marto, że nie chcę czytać całego Twojego tekstu o "Wyznaję", boje się tcyh wszystkich recenzji także...za dużo, niepotrzebnie. Książka się sama obroni. I myślę właśnie, że trzeba o niej pisać w trakcie lektury.
    Sama właśnie ją smakuję, i choć jestem na początku (około 130 strony) już żałuję, że umyka;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałam o mojej wizji tej książki, bo mam tu paru czytelników z zagranicy, którzy nie mają do czynienia z szumem medialnym, a wiem, że liczą się z moim zdaniem przy wyborze lektur. Dlatego nie jest to w sumie recenzja. Ale oczywiście, jeśli masz już książkę i ją czytasz, nie ma sensu czytanie opinii innych.

      Usuń
    2. powinnam była inaczej to napisać - nie nie będę czytać, bo nie i już, bo Twojej coś dolega;), ale właśnie cały ten szum ... wczoraj rozmawiałam zmężem o książce i zastanawialismy się czy nie zrobi on (ten szum, ten przymus recenzowania) większej krzywdy autorowi;/. Sama zastanawiam się jak opisać książkę, aby jej nie recenzować;/
      A jak Wyznaję jest przyjmowane w innych krajach?

      Usuń
    3. Nie wiem, czy jest naprawdę przymus recenzowania, wydaje mi się, że my się z nią stykamy, bo jesteśmy na bieżąco w Internecie z nowościami, ale popytałam wśród znajomych i nikt o niej nie słyszał jeszcze! CO do innych krajów trudno mi powiedzieć, ale hasło, że czyta cała Europa jest chyba trochę przesadzone;) Na francuski jeszcze nie została przetłumaczona na przykład.

      Usuń
    4. Ale jest po hiszpańsku, po włosku i po niemiecku. To chyba na razie wszystko. No i po polsku oczywiście:)

      Usuń
    5. no właśnie! po angielsku szukamy z koleżanką;/
      co do recenzji - mam wrażenie, że Wydawnictwo strasznie naciska;/ tylko czy potrzebnie?;/

      Usuń
    6. Nie wiem, nie recenzuję dla wydawnictwa, więc trudno mi powiedzieć.

      Usuń
  5. Jak to dobrze - kolejna książka, którą na pewno pokocham całym sercem i po której przeczytaniu będę tęsknić za czasem, gdy jej lektura była jeszcze przede mną. A ten czas jest właśnie teraz! Zawsze lubiłam czekać na przyjemności:)

    Myślę, że zostawię ją sobie na wakacje, gdy ucichnie trochę hałas wokół niej, mimo iż zazwyczaj lubię być na bieżąco z książkami, o których dużo się mówi, żeby mieć prawo się o nich wypowiadać. Dzięki Tobie wiem już lepiej czego się spodziewać, muszę się więc trochę podelektować oczekiwaniem. A i czas wolny też odgrywa dużą rolę - w końcu jest to pozycja niezgorszej objętości:) Chyba nie mogłabym jej podczytywać gdziekolwiek - dla takich perełek wymagam specjalnej oprawy:)

    Pozdrówka wesołe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetny plan! Rzeczywiście dobrze jest ją czytać, gdy ma się wolny czas i wolną głowę. Ja muszę przyznać, że oczekiwanie na chwilę, gdy będę mogła po nią sięgnąć jest frustrujące, a naprawdę nie da się jej czytać bez przerwy. Podkreślam właśnie to wrażenie, że książka sama mówi "Stop, trzeba pomyśleć".

      Usuń
    2. Samotność, cisza, szum wody w strumieniu, ptaki ćwierkające w gałęziach, tylko ja i "Wyznaję"... Żeby tak móc wyrwać się z rzeczywistości na chwilę - ech, marzenia, marzenia...

      Usuń
  6. Jedyne czego się obawiam to te obcojęzyczne cytaty. Ostatnio zniechęciły mnie do jednej z książek, a raczej zniechęcił brak tłumaczenia. Jestem językową kaleką i choć nad tym ubolewam chyba nie uda mi się tego zmienić. Odwołania do zdarzeń, historii, postaci są dla mnie inspirujące do poszukiwań, natomiast językowe cytaty bez tłumaczenia frustrują, bo wiem, że jeśli są - to są ważne dla odbioru całości, a ja nie wiem co znaczą :(. Ale czytam tak wiele pozytywnych recenzji, że być może zmierzę się i z tym utrudnieniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są ważne te fragmenty w językach obcych, ale nie wpływają na odbiór książki. Po prostu najwyżej umknie ci coś, ale to, co zostanie w zupełności ci to wynagrodzi.

      Usuń
  7. Kurkiewicz w Gazecie Wyborczej "Wyznaję" troszkę zjechał, tzn. umieścił raczej na tej półce co "Cień wiatru" Zafona niż koło "Łagodnych" Littella. Jeśli to porównanie do Zafona jest trafne, to mnie skutecznie zniechęca - "Cień wiatru" był zdecydowanie przereklamowany i jest typową lekturą czysto rekreacyjną (choć nie najgorszą w tej klasie powieści). W dodatku "Wyznaję" łączą też z "Cieniem wiatru" pewne podobieństwa fabularne. Ale spotkałem się również z komentarzami, że Kurkiewicz był niesprawiedliwy i książki nie czytał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że Kurkiewicz nie jest dla mnie autorytetem w wyborze lektur, a już po pierwszym zdaniu widać, że jego pisanie jest powierzchowne.Jak możesz przeczytać wyżej "Wyznaję" zostało przetłumaczone na trzy języki (poza polskim), trudno to nazwać "wiele języków". Jeśli nie pokwapił się, żeby to sprawdzić, obawiam się, że teza o tym, że książki nie przeczytał, może być całkiem prawdopodobna. Nie wiem, czy jest podobna do "Cienia wiatru", bo jakoś Zafon do mnie nie przemawia, więc dałam sobie spokój po kilku stronach i nic więcej nie czytałam tego autora.

      Z Littellem chyba chodzi o "Łaskawe"? Według mnie dobra książka, ale wracać do niej nie będę. A książka, do której nie chcę wracać, choćby ją cały świat okrzyknął genialną, dużo traci na wartości.

      Usuń
    2. Oczywiście, że "Łaskawe" (z różnych polskich tłumaczeń określenia Eumenidy jakoś Łagodne mi same podeszły - raz, że podobne do Łaskawych, a dwa, że pewnie i tytuł opowiadania Dostojewskiego jakoś zadziałał), pamięć już nie ta, powinienem sprawdzić. Dzięki za korektę!

      Usuń
    3. O! "Łagodna" to jest tytuł, do którego chętnie wracam.

      Usuń
  8. "Et in Arcadia Ego - wiersze i piosenki o kochaniu i umieraniu" Jerzego Andrzeja Masłowskiego to lektura uzupełniająca (zbiór wierszy i 2 CD z piosenkami autora w znakomitych interpretacjach polskich aktorek i aktorów). Podobnie jak lekturą uzupełniającą jest "Tryptyk oksytański" Adama Wodnickiego. Obie rzeczy trzeba przeczytać. Koniecznie! Wtedy będziemy mieć pełny obraz całości.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...