piątek, 22 marca 2013

Miał być słodki, a jest bez smaku...

Zdenerwowałam się trochę, bo kupiłam w końcu wyczekaną książkę Paryż mój słodki Amy Thomas i pierwsze, co rzuca mi się w oczy to okropne błędy w zdaniach i wyrażeniach francuskich. Książka jest oczywiście amerykańskiej autorki, nikt jej na rodzimej ziemi nie poprawił i tak została przeniesiona na nasz grunt, pewnie bez ingerencji kogoś znającego język. Nie wiem, dlaczego ktoś nie pomyśli, że takie książki mogą kupić ludzie znający francuski? A wydawałoby się logiczne, że tego typu pozycje mogą najpierw ich przyciągnąć. Przez te koszmarne byki padł mój cały entuzjazm. Jeśli błędy były celowe, aby pokazać nieporadność językową autorki, to nie zostało to podkreślone. Jednak w taką wersję trudno mi uwierzyć.



Kilka takich "kwiatków" wam przytoczę: 

ideés  - zamiast idées
du brioche - de la brioche
Elle est la mieux. (ona jest najlepiej) -  zamiast Elle est la meilleure. (ona jest najlepsza)
comfortable - zamiast confortable (po francusku jest z "n")
la Flute Gana - zamiast la Flûte Gana 
croisette - zamiast La Croisette (bulwar w Cannes)

Tu connais (znasz) Alexi et moi retournons à Canada (Alexi i ja wracamy do Kanady) - zamiast Tu sais (wiesz),...albo Tu connais la nouvelle?( znasz nowinę)
i au Canada

Je suis très excitant - przetłumaczone, jako "jestem podekscytowana" - w tej formie znaczy to jestem ekscytująca, powinno być je suis excitée

Connais-tu des bons boulangeries? - zamiast de bonnes boulangeries (la boulangerie i de bez s albo les bonnes boulangeries

Il y aura beaucoup! (Będzie dużo)  - zamiast Il y en aura beaucoup! (Będzie tego dużo)

Można też znaleźć takie cuda, że les Halles to zbieranina sklepów, do których przyjeżdża agresywna młodzież z banlieues, a w tabakach siedzą "staruszkowie o czerstwych twarzach popijający piwko ze swoimi kundelkami i sąsiadami" (!?). Po tym nawet niemiła pani w piekarni mnie nie zaskoczyła. Któż mógłby zapomnieć o słynnym paryskim grubiaństwie! To takie cliché! Jest tego dużo więcej. Pojawia się również błyskotliwa opinia o Francuzach "zniewieściałych, o wąskich biodrach" (nawet ja mam wąskie biodra przy niektórych Amerykanach).

Autorka zwiedziła w końcu Luwr szczególnie podobała jej się oczywiście Nike z Samotraki (czemu mam wrażenie, że tylko to zdołała zapamiętać?), wcześniej jej obcowanie ze sztuką wyglądało następująco:
Cóż ja mogę powiedzieć o Luwrze? Przehulałam osiem miesięcy  życia w Paryżu, a do najsławniejszego muzeum świata zawitałam dokładnie raz: W środku nocy, po pijanemu (...).  

Jest to więc już na pierwszy rzut oka niezbyt starannie dopracowana opowieść o Amerykance w Paryżu, która, choć deklaruje miłość do miasta i wszystkim się zachwyca, ma głowę pełną stereotypów. Oczekiwałam oryginalnego przewodnika po "słodkim Paryżu", ale autorka nie wyszła poza to, co jest już dobrze znane. Pierre Hermé, Ladurée, Lenôtre, Angelina i jeszcze kilka typowych miejsc uwielbianych przez amerykańskich turystów. Oczywiście jest też wymieniony Louis Vuitton i Seks w wielkim mieście, nie mogło być inaczej. Pozycja aż nadto przewidywalna i płytka, czego w sumie mogłam się trochę spodziewać, ale dałam się skusić, no bo wiecie, że kupuję wszystko, co o Paryżu opowiada. I jestem rozczarowana:( W dodatku nie polubiłam osoby, która mi tę historię opowiedziała. Może gdybym w jej opowieści odnalazła moje ukochane miasto, wybaczyłabym jej wszystko, nawet te nieszczęsne błędy, ale tak się nie stało. 

Po świetnej pozycji Oliviera Magny'ego Zakochany w Paryżu spodziewałam się kolejnej dobrej lektury zaserwowanej mi przez wydawnictwo Pascal. Pół winy jest mojej, wiem przecież, że z Amerykanami w Paryżu trzeba uważać. Nawet taki geniusz jak Woody Allen nie umie wyjść poza schematy, ale on przynajmniej genialnie o nich opowiada. A książce Amy Thomas do doskonałości daaaaleko. 

Czekam teraz na MAŁĄ PARYSKĄ KUCHNIĘ Rachel Koo. Z nadzieją, że Albatros wyda książkę po porządnej romanistycznej korekcie.

P.S.
Książkę rozpoczynają dwie strony entuzjastycznych rekomendacji, między innymi Davida Lebovitza, autora Słodkiego życia w Paryżu, Elizabeth Bard, która napisała Lunch w Paryżu oraz wspomnianej Rachel Koo. Dwie pierwsze pozycje polecam, naprawdę sympatyczne lektury.

8 komentarzy:

  1. OMG, takie wydanie to wstyd dla wydawnictwa! Pomijając płytkość autorki, podobne błędy nie powinny w ogóle mieć miejsca! Żenujące.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czepiłabym się treści, gdybym nie wściekła się na te błędy. Dla osób, które zupełnie nie znają Paryża, może to być nawet dość atrakcyjna, lekka, przyjemna lektura. Ale jakość książek dramatycznie spada, a ja odbieram coś takiego, jako brak szacunku dla czytelnika.

      Usuń
    2. A ja nawet, gdybym nie znała Paryża ani nie miała pojęcia o francuskiej kulturze chciałabym, żeby cokolwiek zapragnę na ten temat przeczytać, było opracowane rzetelnie - i tak, jak piszesz - z szacunkiem dla czytelnika. No nic, oby kolejna lektura, na jaką trafisz, bardziej Cię usatysfakcjonowała!
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  2. I zgadzam się z Tobą co do braku szacunku dla czytelnika. Liczy się ilość, a nie jakość. Jak najtaniej wydać i nieźle sprzedać.)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli ktoś pisze, że był w ciągu ośmiu miesięcy raz w Luwrze po pijanemu... to nie znajduję z nim wspólnego języka. Będę ostrożna przy wyborze lektury z Paryżem w tle, a już Amerykanów chyba zupełnie sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że przytoczyłaś przykłady ignorancji językowej autorki, tłumaczki, względnie kogoś, kto był odpowiedzialny za redakcję wydania. Unaoczniło mi to skalę problemu - jest po prostu przerażająca. Amerykanie co rusz zaskakują świat takimi "perełkami", ale żeby przenosić to wszystko bez sprawdzenia do wydania w innym języku?
    Ogólnie nie pałam sympatią do pozycji, których sporą część zajmuje mowa o jedzeniu, teraz nie pałam jeszcze bardziej...

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dobrze, że tu zajrzałam! Własnie miałam zakupić, a tak sobie odpuszczę. Jest mnóstwo innych książek, które czekają na zakup:)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Skuszona tytułem i słodką okładką kupiłam tę książkę. Na samym początku Amy pisze, że nie znała francuskiego i że chodziła na korepetycje już w Paryżu. To chyba pokazuje na jakim poziomie jest jej francuski. Dla mnie nie jest to rażące, a ksiażkę czytało się przyjemnie. A bilety do Paryża mam już zabookowane! :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...