czwartek, 9 maja 2013

Potyczki z sobą

Wiosna rozleniwia, gapię się na zieleń i zaczynam filozofować, zamiast pracować:) Bo też piękne okoliczności przyrody skłaniają mnie do zastanowienia się nad moim życiem, a nawet pochylenia się nad nim z troską. Miałam to szczęście, a zarazem nieszczęście, urodzić się zanim rodzice dowiedzieli się, że istnieją takie pojęcia jak asertywność, trauma czy bezstresowe wychowanie. Zatem przy starszych trzeba było trzymać dziób na kłódkę i robić, o co cię proszą. Przeprowadzka, zmiana szkoły i otoczenia, były przeprowadzką, zmianą szkoły i otoczenia, a nie traumą, która destabilizuje na całe życie. A wychowanie było jakie było, chyba jednak nie najgorsze sądząc po efektach, na pewno jednak nie bezstresowe. Miało się swoje obowiązki, sprzątanie, pomaganie mamie, opieka nad młodszą siostrą. Takie to naturalne było, że w rodzinie wszyscy coś robią. Do osiemnastu lat musiałam wracać do domu o 21.30. Nie było zmiłuj się, bo tato nas pilnował, jak nie osobiście, to przez obecnych w każdym zakątku miasta jego uczniów i zawodników. Tragedią to wielką nie było, lubiłam przebywać w moim domu, czytać, rozmawiać z rodzicami, słuchać zakazanych kabaretów z kaset. No był u nas fajny klimat.

Dlaczego nieszczęście zatem? Jestem grzeczna, nieasertywna, ułożona, kulturalna, dobrze wychowana aż do obrzydzenia. Tak, oczywiście, tak, z przyjemnością, ależ nie ma sprawy, ależ chętnie i autentycznie lubię być pomocna i życzliwa, i usłużna. Niestety okazuje się, że powszechnie miła=głupia. Napisałam powszechnie, choć są wyjątki chwalebne, które tę moją "miłość" doceniają i byłabym niesprawiedliwa nie podkreślając tego faktu. Zmieniać się już na starość nie będę, poza tym czuję się dziwnie, gdy muszę nagle się zbuntować i żądać czegoś od innych. Mam poczucie winy, że głowę zawracam. 




Czy mogłabyś mi, proszę, oddać tę książkę, którą ci pożyczyłam trzy lata temu? Jeśli już przeczytałaś oczywiście. (uśmiech przepraszający). Koleżanka książki nie przeczytała, z jej miny wnioskuję, że nie ma pojęcia, gdzie ona jest oraz, że moje upominanie się jest bardzo, ale to bardzo nie na miejscu, bo ona ma przecież tyle spraw na głowie, a ja jej tu z jakąś książką sprzed trzech lat wyjeżdżam. Ja czuję dyskomfort, kurczę ramiona, a w dodatku jestem pewna, że od teraz zacznie mnie unikać i książki już więcej nie zobaczę. Oczywiście nie ma mowy o słowie "przepraszam" i jakiejkolwiek próbie wytłumaczenia się. Co jest ze mną nie tak, że nie potrafię o własną rzecz zawalczyć. O sprawach większej wagi nie ma co mówić, bo to już kompletna katastrofa. Natomiast całkiem dobrze sprawdzam się w roli obrońcy "uciśnionych". Jeśli się komuś na moich oczach dzieje krzywda, reaguję jak pies Pawłowa. Skaczę z pazurami do obrony. 

Problem w tym, że sama w końcu nie wiem, czy moja postawa życiowa to wada czy zaleta. No bo z drugiej strony, właśnie dzięki chęci bycia pomocną, poznałam MGA i moje życie bardzo się wzbogaciło. Może dłużej do trwało, może okrężną drogą, ale w końcu mi się marzenia spełniły. Więc może rzeczywiście nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło? 

Czytałam ostatnio Potyczki z Freudem. Mity, pułapki i pokusy psychoterapii Tomasza StawiszyńskiegoPotrzebna mi była bardzo taka lektura i to już od dawna. Podczas pobytu we Francji uległam, pod wpływem znajomych, gorących zwolenników psychoanalizy, lekkiej fascynacji osobą Freuda. Nie na tyle jednak, żeby się zaraz kłaść na kozetkę. Szybko jednak zauważyłam, że traktują ją jako lek na całe zło, starając się dzięki niej zrzucić z siebie poczucie winy za to, co im w życiu nie wyszło. Rozwód? Kozetka. Zawód miłosny? Kozetka. Śmierć bliskiej osoby? Kozetka. Mój chłopski rozum zaczął bardzo szybko pracować i podpowiadać mi, że nie tędy droga. Kiedy dzieci mojej przyjaciółki przeżyły ciężkie chwile podczas włamania do domu ich ojca, gdzie przez całą noc były przetrzymywane przez bandytów z bronią palną i nożami, a ich matka na drugi dzień poszła jak zwykle do pracy, prosząc, abym to ja się nimi zajęła, a ona później zapisze ich do psychologa, otrzeźwiałam zupełnie. Zostałam sama z trójką wstrząśniętych dzieciaków, pamiętam tę chwilę ciszy, gdy weszłam do domu. Musiałam coś zrobić wtedy natychmiast. Zaczęłam więc rozmawiać, pytać, przytulać, pocieszać, robić herbatę, smażyć naleśniki, przytulać, pocieszać i tak przez cały dzień, i jeszcze długo, długo potem. Psycholog okazał się niepotrzebny dzieciom, które nie chciały z kimś obcym rozmawiać, ale mama owszem biegała, choć jej przy zdarzeniu nie było, zostawiając pociechy pod moją opieką, a one wracały do mnie  ze swoimi lękami wielokrotnie. Zanim bandytów schwytano, potem wypuszczono za kaucją, potem przez czas procesu. Trwało to prawie cztery lata. Działałam instynktownie, nie wiedziałam, czy dobrze robię, często myślałam, że profesjonalista za pieniądze mógłby im może bardziej pomóc. 





Autor nie zgadza się ze ślepym przyjmowaniem założeń Freudowskich jako recepty na nasze bolączki. Polemizuje na przykład z tendencjami do szukania winy w dzieciństwie i relacjach z rodzicami. Uważa taki schemat za zbyt prosty i niebezpieczny, bo prowadzi do zamknięcia się w klatce dzieciństwa. Zamiast bowiem tworzyć własne, życie, ciągle grzebiemy się w przeszłości i spędzamy mnóstwo czasu na odwracaniu się do tyłu, zapominając o tym, że trzeba iść do przodu. Odnosi się do teorii kompleksu Edypa, który jego zdaniem został potraktowany przez Freuda zbyt dosłownie. Zgadza się z faktem, że konflikty z greckich tragedii są obecne w życiu współczesnych ludzi, ale nie dosłownie, tak jak je zinterpretował Freud, lecz symbolicznie. Choćby wspomniany mit o Edypie, no tak na zdrowy rozum, naprawdę wierzymy, że każdy chłopiec chce spać z własną matką i zabić ojca? Bo choć Freud zrewolucjonizował psychologię, to było to już parę lat temu, w innych czasach i w innych realiach, a człowiek w miejscu nie stoi, wiedza na temat jego psychiki się zmienia z roku na rok. Raz w modzie asertywność, bezstresowe wychowanie, a innym razem altruizm, wolontariat i empatia. Dlatego nie ma jak własny rozum i instynkt. Zresztą niektóre z Freudowskich teorii były krytykowane i odrzucane już od początku, więc nic dziwnego, że Stawiszyński zaleca ostrożność i sprzeciwia się bezkrytycznej wierze w cudowne efekty psychoanalizy.





Bardzo spodobały mi się również fragmenty dotyczące wychowania dzieci i świętego przekonania rodziców, że są w stanie wymodelować swoje pociechy według własnego widzimisię. Pchają je więc na rozmaite zajęcia, kursy językowe i tym podobne, a zapominają zapytać, czego ty chcesz kochanie? O czym marzysz? Jaka jest twoja wizja? Nie dają im żyć, ale układają im życie, bo z kolei im rodzice życia nie układali. Albo w drugą stronę, rodzice byli zbyt zapobiegawczy, trzęśli się o wszystko, to my na odwrót, niech je rękami, chodzi uświniony, wyraża swój cudowny charakter w totalnej wolności ku zachwytowi rodziców i wkurzeniu wszystkich dookoła. 

Co z tego, że wkładałam potworkom do głowy kulturalne zachowanie i rozwiązywanie konfliktów na drodze pokojowej? Kiedy przyszedł moment zastosowania moich nauk, tak naprawdę to kolega swoim zachowaniem, wymusił na potworku taką, a nie inną reakcję obronną. Mnie mogą opadać ręce, ale fakt jest faktem.

Autor odnosi się też do kontrowersyjnej książki Bojowa pieśń tygrysicy, która i u nas wywołała ostrą polemikę. Choć Chua, z uporem maniaka i używając metod ekstremalnychrobiła wszystko, żeby jej dzieci były najlepsze, nie robiła tego dla ich dobra, ale w imię własnych ambicji. A córki zareagowały nienawiścią i kompletnym niezrozumieniem jej postawy.

Nie jest to teoretyzowanie amatora, wszystkie opinie są poparte odniesieniami do prac naukowych wybitnych znawców tematu. Ta książka to doskonała pocieszycielka, w końcu ściąga z człowieka niektóre życiowe ciężary. Błądziłeś w życiu? Zastanów się, czy rzeczywiście było to błądzenie, czy jednak droga do tego, kim jesteś? Może nieszczęścia i cierpienie nie są jednak samym złem, tylko pozwalają stać się lepszym człowiekiem. Dlaczego niby wszystko miałoby być piękne, łatwe i przyjemne? Nie daj sobie wmówić, że na tym polega życie. Nie daj sobie wmówić, że masz dążyć do łatwego życia, bo ono po porostu nie istnieje. To ideał ciągle nam wciskany. Musisz być szczęśliwy, piękny i bogaty, zrób to i to, a będziesz. Oskarż mamusię, tatusia, babcię, dziadka i jeszcze z parę pokoleń wstecz, potem przez lata szukaj dla nich wybaczenia, potem się rekonstruuj, a na końcu czeka cię raj. Akurat! Tak naprawdę w międzyczasie życie przeleci ci przed oczami, swoje problemy będziesz naprawiać na swoich dzieciach, po to, żeby one za kilka lat i tak szukały winy za swoje niepowodzenia w tobie. Bo ciebie mama nie kochała wystarczająco, to ty będziesz kochać za bardzo. I tak źle i tak niedobrze. Zwłaszcza, że największą rolę w kształtowaniu się osobowości odgrywają, zdaniem naukowców, geny i grupa rówieśnicza, a nie rodzice. Nie dajmy się zamknąć w klatce dzieciństwa.

Potyczki z Freudem są napisane w bardzo przystępny sposób, a do tego z poczuciem humoru, tak ze jej lektura to czysta przyjemność. Nie dość, że pozwala człowiekowi w końcu zatrzymać się i odetchnąć, aby zastanowić się trochę nad sobą, to jeszcze dodatkowo są momenty, w których trudno się nie roześmiać, tak trafne i dosadne są spostrzeżenia autora. 

Jednak jak każda lektura dotykająca problemów psychologicznych, niech i ta będzie traktowana jako głos w dyskusji, a nie wyrocznia, bo takowej po prostu nie ma. Dobrze jest orientować się trochę w psychologii i dążyć do znalezienia "złotego środka' dla siebie, który pomoże w zachowaniu równowagi. Są ludzie, którym sesje terapeutyczne pomogą, są ludzie, dla których to jeszcze większy stres niż problem, z którym się zmagają. Są szczęśliwcy, którzy "terapeutów" znajdują wśród bliskich sobie ludzi. Najważniejsze, żeby wiedzieć, że mamy wybór i możliwości, a praca na sobą od strony psychologicznej, to żaden wstyd i hańba, tylko zwykła świadomość własnych słabości i chęć zmagania się z nimi. 

5 komentarzy:

  1. Ja niestety (a może stety) zostałam tak samo wychowana. Dobre to i złe. Złe bo człowiek nie rz kopa od życia dostał za swoje ugrzecznienie, poza tym oczekuje się od bliżnich jeżeli nie identycznego, to chociaż zbliżonego zachowania, a tu zonk-ludzie coraz bardziej chamscy, perfidni, gruboskórni.
    Życie jednak nauczyło mnie asertywności i chociaż trudno mi się o coś dopominać, walczyć robię to, czasami wewnątrz żołądek mi się ściska w gulę, ale walczę o swoje. Efekty różne, ale to inna sprawa.
    Walcz, bądż bardziej asertywna. Wiem, trudno, ale świat jest taki, że inaczej nie można.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak czuję, że mamy podobną wrażliwość, pewnie dlatego na siebie wpadłyśmy:) Nie jest tak zupełnie, że nie walczę, ale tak jak piszesz, kosztuje mnie to dużo nerwów, a innym przychodzi naturalnie i bez problemów. Za moment już nawet o tym nie pamiętają. Z drugiej strony dzięki moim wadom-zaletom spotykam fajnych ludzi (na przykład ciebie) i to jest na pewno duży plus bycia taką, jaką jestem.

      Usuń
    2. Łooo aż się zarumieniłam. Może to i lepiej być gruboskórnym, żeby po człowieku spływało, jak po przysłowiowej kaczce, ale ile przez to się traci. Chociaż taka gruboskórna kaczka:) nie wie, ze traci, jest szczęśliwa w sowim kokonie gruboskórności.
      Siebie już zbytnio nie zmienimy, możemy tylko próbować się (na ile się da) na niektóre rzeczy się uodpornić i walczyć dalej:)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Widze, ze nie tylko mnie tak wychowano:) Bylam zawszy wzorowa uczennica, niewidzialna reka i pomagalam wszyskim dookola. Wmowiono mi w szkole i w domu, ze "ucz sie , ucz, dostaniesz medal i pochwale i na pewno kiedys ktos to doceni".
    Konfrontacja z realnym zyciem, gdzie skromnosc nie poplaca i trzeba umiec sie dobrze sprzedac np szukajac pracy, byla trudna lekcja od losu. Nie powiem, ze udalo mi sie zmienic swoj charakter, ale w ciagu kilku lat udalo mi sie (troche) nauczyc nie brac tak bardzo do serca dwulicowosci pewnych osob i nie byc tak naiwna jak kiedys.
    Sama wiec nie wiem czy to jak mnie wychowano bylo dobre czy zle. Nie mam bowiem ochoty upodabniac sie do tych takich co to ida "przebojem" przez zycie. Tyle tylko, ze teraz moze chociaz troche mam wrazenie, ze kieruje moim zyciem. Tylko, ze zabralo mi ponad 20 lat, aby do tego dojsc:)
    Wieczna optymistka mimo wszystko - Nika

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem to nie tylko wychowanie. To również zapis w Twoich genach. O tym może świadczyć mój przykład. Po prostu z natury nie jesteś przebojowa tak jak i ja. Jest nas czworo. Wychowywanych jednakowo, ani dobrze, ani źle.
    Rodzice nie specjalnie mieli czas na zajmowanie się naszym wychowaniem. Jeżeli to raczej przykładem. I z naszej czwórki tylko ja jestem Tobie podobna. Grzeczna, ułożona; proszę, przepraszam i oczywiście dziękuję. Nikomu nie chcę robić przykrości. Pozostali są bardziej egoistycznie nastawieni do świata i narzucają swoją wolę obcesowo i bez problemu wchodzą w konflikty z innymi. Ja wiedząc, że jeżeli upomnę się o swoje będę zaraz najgorsza przemilczam, gdyż nie znoszę konfrontacji, braku rozmów itp. Nie jest to dobre, ale się już nie zmienię.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...