sobota, 15 czerwca 2013

Dubo... Dubon... Dubonnet

Dubo... Dubon... Dubonnet..." - Mam na czubku języka smak aperitifu, a w uszach stale ten sam refren...

Jak ja lubię te chwile, gdy czytana książka okazuje się pisana właśnie dla mnie. W całej rozciągłości w dodatku:) Izabela Czajka - Stachowicz napisała przepiękne wspomnienia z pobytu w Paryżu w 1924 roku. Powieść powstała pod koniec lat sześćdziesiątych, co nie pozostaje bez wpływu na jej treść, gdyż jest to dla Belli powrót do miasta, które nie istnieje i  do szczęśliwych czasów młodości. Zatem nie dało się uniknąć idealizacji. Przedwojenny Paryż jest tu mniej więcej taki jak w filmie Allena. Najpiękniejszy na świecie. Autorka nie ukrywa swojej fascynacji tym miastem i żalu, że już go nie ma, że nie ma w nim ludzi, których znała i kochała. Wraca do szalonych lat dwudziestych, choć każde wspomnienie uświadamia jej także ogromną stratę. 

Tyle dziesiątków lat minęło... tyle zaznałam rozpaczy. tyle gorzkich łez, tyle zwątpień, tyle bólu, osierocenia. osamotnienia, ale niechaj usłyszę piosenkę francuską. to... uśmiech wraca mi na usta. Siedzę teraz w głębokim fotelu na progu schodków wiodących do ogródka la WSM-ie Mokotowa... Pierwsze fiołki kwitną tuż przy murze, liście tulipanów wychynęły z ziemi, zielone i twarde, czerwienią się pierwsze gwiazdki prymulek. Że też dobry Bóg pozwolił mi doczekać wiosny... że też dobry Bóg natchnął ludzi z Ministerstwa Kultury, że dali mi stypendium na wyjazd do Paryża. W połowie maja (a dzisiaj jest 28 marca) pojadę do Paryża. Pojadę, żeby ostatni raz w życiu przejść się bulwarem Montparnasse, siąść w „Café du Dôme", spacerować potem chodnikiem tuż przy zejściu do metra Vavin i znowu przysiąść przy stoliku na tarasie „Rotonde". Powoli odwija się wstęga filmu: Paryż 1924...



Izabela Czajka-Stachowicz opowiada z sercem na dłoni, obrazowym językiem, pełnym wciąż niewygasłych emocji. Przywołuje twarze i nazwiska ludzi, w tym artystów, dzisiaj sławnych, wówczas klepiących biedę na Montparnasse. Opisuje Soutine'a, Kislinga, Erenburga, Boznańską, Dunikowskiego, Kiki de Montparnasse. Spotykała ich codziennie w słynnych paryskich kawiarniach. Tworzyli wspólnotę, pomagali sobie, dzielili się biedą, ale nie zapominali o sobie w chwilach przypływu gotówki. Łączyła ich miłość do Paryża, niezależności i sztuki. Mimo przeciwności losu, czuli się szczęśliwi, jak tylko szczęśliwa może być młodość, niedbająca o jutro, chwytająca dzień, ciesząca się każdą chwilą. No i jest oczywiście miłość, zakończona dla autorki małżeństwem. Wspominana z tym większym sentymentem, że mąż Izabeli, architekt Jerzy Gelbard, zginął w czasie wojny.

W tle oczywiście Paryż, z niepowtarzalną atmosferą, która zniknie po II wojnie światowej. Dzięki takim książkom pamięć pozostaje i chociaż zarzucano autorce mitomanię, a jej powieści określano, jako powstałe z potrzeby paplania, ja jestem całkowicie po urokiem. Jakie to m znaczenie, że połowę zmyśliła. Połowa musiała być prawdą. A takich barwnych książek o czasach i ludziach, których nie znaliśmy, nie ma zbyt wiele. Wolę podkolorowane ciekawe wspomnienia niż najrzetelniejszą nudną biografię. A to, jak pisała, także daje nam obraz osoby, jaką była. Przemawia do mnie i sposób pisania, i uczuciowość, i nostalgia, i poczucie humoru, i w ogóle, i w szczególe wszystko:) Biorę się bez wahania za resztę jej książek. Na pierwszy ogień pójdzie ta o uczuciu do Franca Fiszera Moja wielka miłość.

Nie mogłam pozostać nieczuła na historię młodej kobiety, która rusza w podróż do wymarzonego Paryża, zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia. Zbyt dobrze ją rozumiem, za bardzo się z nią zgadzam i utożsamiam, żeby szukać niedoskonałości w tym, co napisała. Po prostu czuję tę książkę doskonale i nic poza tym nie ma dla mnie znaczenia.

Teraz kiedy w tym bujnym, szalonym życiu… życiu marynarza, włóczęgi, pijanego słońcem i miłością żołnierza, poznałam wszystkie wspaniałe miasta Ameryki Północnej i Południowej, kiedy posmakowałam wszelakiego wina w tawernach Hiszpanii, Włoch, Grecji, Jugosławii, Maroka, kiedy znany mi jest czar oceanów, mórz, olbrzymich rzek, fiordów i wysp, stepów, wodospadów, pustyni i prerii i kornie chylę głowę przed wspaniałościami tego świata… — zawsze i do końca dni moich Paryż pozostanie najukochańszym miastem na kuli ziemskiej ! 

Niedawno ukazała się biografia Izabeli Czajki-Stachowicz Ta piękna mitomanka napisana przez Paulinę Sołowianiuk. Kiedyś Krystyna Kotlińska (autorka biografii Przybyszewskiego) wydała Szatańską księżniczkę: Opowieść o Izabeli Czajce-Stachowicz, którą uważa się jednak za zbyt daleko wierzącą opowieściom bohaterki.


Tytuł Dubo... Dubon... Dubonnet wziął się od tej reklamy bardzo popularnego w tamtych czasach aperitifu z chininą. Niedrogi, ogólnie dostępny zastępował zakazany absynt.




2 komentarze:

  1. Opisałaś książkę, na którą poluję od jakiegoś czasu _^_ Lubię Stachowicz, chociaż "Małżeństwo po raz pierwszy" aż odchorowałam. Miała naprawdę ciekawe życie.
    Na Facebooku pisałam, że u siebie na blogu mam kilka wpisów o innych książkach Stachowicz. Jak będziesz miała chęć, to zajrzyj, może znajdziemy tematy do podyskutowania ;) http://czechozydek.wordpress.com/?s=czajka+stachowicz
    Czytałam też biografię. Przyzwoita.
    Pozdrawiam,
    Dorota :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...