wtorek, 29 października 2013

Niewidzialny most


Są takie książki, które człowieka zagarniają, zamykają w swoim wnętrzu na czas lektury. Nawet, kiedy leżą na półce w oczekiwaniu na wolną chwilę, myśli się o nich, próbuje odgadnąć dalsze losy bohaterów. Najchętniej w ogóle nie odkładałabym takiej książki. Niestety nie da się. Trzeba smakować powoli i cierpliwie, bo 740 stron, nawet dla mnie jest nie  do przejścia w jedną noc. Poza tym trzeba w międzyczasie być matką i żoną czy żoną i matką, w zależności jak kto woli. Trzy noce poświęciłam Niewidzialnemu mostowi Julie Orringer. Warto było.

Jest w tej opowieści wszystko, co lubię: historia i jej wpływ na życie zwykłych ludzi, wielka miłość w starym stylu i Paryż. Nie mogłam się oprzeć. A jeszcze do tego ta objętość! Dla mnie, wychowanej na sagach wszelakich Krystynie córce Lavransa, Sadze rodu Forsyte'ów, Przeminęło z wiatrem no i Trylogii oczywiście, opasłe tomiszcza to powód do radości niewysłowionej! I choć kocham Marqueza za jego umiejętność opowiadania wszystkiego, co najważniejsze w krótkich powieściach, równie mocno lubię autorów, którzy potrafią snuć opowieść na setkach strona bez zanudzania czytelnika.

Jest rok 1937. Andras Levi, węgierski Żyd, nie może studiować w Budapeszcie wymarzonej architektury, bo na Węgrzech obowiązują tak zwane kwoty, ograniczające ilość studentów żydowskiego pochodzenia do 6%. Szczęśliwym trafem udaje mu się otrzymać stypendium umożliwiające naukę w Paryżu. Stolica Francji nie przyjmuje go z otwartymi ramionami, początkowo bieduje jak większość studentów. W dodatku jego stypendium zostaje cofnięte, więc szybko musi znaleźć pracę i sam płacić za naukę. Jednak powoli odnajduje się w paryskiej rzeczywistości, zawiera przyjaźnie, odkrywa radość studiowania na prestiżowej uczelni pod okiem słynnych profesorów. W końcu spotyka miłość, piękną nauczycielkę tańca Claire (Klarę), która, jak on, pochodzi z Węgier. 

Wszystkie te wydarzenia ważne w życiu jednostki rozgrywają się na tle wydarzeń ważnych dla całego świata. W Europie czuć już nadchodzącą wojnę. Nastroje antysemickie nasilają się nie tylko w Niemczech, ale również we Francji. Andras i jego przyjaciele padają ofiarą prześladowań na uczelni. Mimo to życie toczy się z pozoru normalnie. To, co Niemcy robią u siebie czy nawet w Czechosłowacji wydaje się tako odległe od Paryża, Andrasa, Klary i ich rozkwitającego uczucia. 

Oprócz głównego wątku osnutego wokół zakochanych, mamy tu wiele wątków pobocznych, zawsze jednak ściśle związanych z głównymi bohaterami. Przyjaciele, rodzice, bracia również stają się częścią tej opowieści. Mnie szczególnie poruszył wątek Tibora, starszego brata Andrasa. Wszyscy ci ludzie, kochający się, przyjaźniący się i żyjący w przedwojennej Europie nagle tracą grunt pod nogami, gdy wybucha wojna. Andras musi opuścić Francję, Tibor - Włochy. Obaj wracają na Węgry i tam przyjdzie im zmierzyć się z wielką historią.

Przyznaję, że niewiele wiedziałam na temat przebiegu II wojny światowej na Węgrzech. Podstawy były gdzieś w głowie, że nie chcieli Niemcom pozwolić na przejście przeze swoje terytorium, gdy ci planowali napaść na Polskę, że początkowo niby neutralni, potem już po stronie Niemców. Tyle wie każdy, a dzięki tej powieści dowiedziałam się, jak wyglądała wojna z perspektywy węgierskich Żydów.

Doskonała lektura, napisana z rozmachem. Miałam obawy, że może to być kolejna, łzawa książka od II wojnie światowej, o której wkrótce nie będę pamiętać. Jest takich wiele, nic nie wnoszących do pamięci o tamtych czasach, wykorzystujących motyw wojenny jako chwytliwe tło dla banalnej historii miłosnej, bez prawdziwego wnikania w to, co wtedy się działo na świecie. W Niewidzialnym moście autorka dba o to, by jej opowieść miała głębię. Starannie odtwarza atmosferę zagrożenia w jakiej żyli bohaterowie, doskonale oddaje poczucie beznadziei i bezsilności, gdy człowiek zderza się ze złem, gdy nie może uchronić najbliższych przed krzywdą. Właśnie warstwa emocjonalna sprawia, że ta książka znacznie wyróżnia się na korzyść.



Małe uwagi co do tła historycznego, z kilkoma informacjami bym się nie zgodziła. Zwłaszcza tymi dotyczącymi realiów przedwojennego Paryża. No i to, co mnie uwierało najbardziej to potknięcia we francuskich nazwach, a zwłaszcza moja rue de Rivoli przechrzczona na rue de Rivioli (w sumie dobrze, że nie Ravioli).

  Jednak są to detale, które nie wpływają na jakość książki, a ja mam tę słabość, że jeśli opowieść mnie tak bardzo zainteresuje jak Niewidzialny most, wybaczyłabym nawet ortografy. Bywam upierdliwa, ale nie małostkowa. 

2 komentarze:

  1. Wszyscy tak się książką zachwycają, a ja mimo, iż mam ja na czytniku od ponad miesiąca, jeszcze nie czytałam. Czas najwyższy. Mam nadzieję, że książka przypadnie mi do gustu. Po tylu recenzjach oczekuję wiele, oby nie zbyt wiele.

    OdpowiedzUsuń
  2. też się zachwyciłam tą książką. Pozostawia kaca książkowego, ciężko znaleźć książkę, która go wyleczy. Świetna jest ot co

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...