wtorek, 19 listopada 2013

Kobiety Łazarza

Zbieram się od tygodnia, żeby napisać kilka słów o książce, która mnie bardzo poruszyła. Niestety nic odkrywczego mi do głowy nie przychodzi poza cielęcym zachwytem.

Kobiety Łazarza Mariny Stepnovej to po prostu lektura bez wad. Przypomniały mi się czasy mojej wczesnej młodości, gdy literatura popularna była trochę z innej bajki niż dzisiejsza. Między znajomymi domami krążyły: Krystyna, córka Lavransa, A lasy wiecznie śpiewają, Ja, Klaudiusz, Przeminęło z wiatrem, Pogoda dla bogaczy, Na wschód od Edenu, Sto lat samotności, książki z KIK-u, czy seria literatury iberoamerykańskiej. Powieść Stepnovej wpisuje się w ten nurt dobrej literatury popularnej, jaki znam sprzed lat. Nie pamiętam, żeby wtedy zdarzyło mi się czytać i odczuwać zażenowanie, jak zdarza mi się to teraz. Wprawdzie bardzo rzadko, bo jednak zgrabnie omijam pewne rejony literackie, no ale czasem się trafi.



A tutaj wszystko jest takie dokładnie wyważone. Historia Łazarza Lindta, genialnego naukowca, i związanych z nim trzech kobiet, Marusi, Galiny i Lidoczki, rozgrywa się na tle historii dwudziestowiecznej Rosji. Autorka przyjęła trochę inną perspektywę dla swojej opowieści, ponieważ jej bohaterowie należą do tych, których władza bardzo dobrze traktowała. To inne spojrzenie na sowiecką rzeczywistość jest nieco zaskakujące. Ważniejsze też są losy jednostek, niż epatowanie martyrologią całego narodu. Sepnova nie rozlicza, nie ocenia, nie piętnuje, nie broni, tylko opowiada, jak było. A było i tak, że niektórym system dawał wszystko, gdy innym wszystko odbierał.


Książkę napisano przepięknym, melodyjnym językiem, który po przekładzie na polski (brawa dla tłumaczki - Aleksandry Wieczorek) nic nie traci ze swej rosyjskiej śpiewności. Dla mnie i z pewnością dla wielu osób znających rosyjski, czytających książki i słuchających muzyki po rosyjsku, to staranne zachowanie rytmu oryginału jest zachwycające. Od razu wprowadza w klimat, w miejsce i czas, w rozgrywające się wydarzenia. Czytelnik jest niesiony językiem. Czeka z niecierpliwością na kolejne zdanie, które okazuje się jeszcze piękniejsze od poprzedniego. Jedne są podszyte ironią, inne kipią emocjami, ale nie ma w nich ani grama przesady, nadęcia, patosu czy taniej ckliwości. Nie ma tu tandety, grania na uczuciach, przewidywanych schematów romansowych. Przeciwnie, byłam co chwilę zaskakiwana rozwojem akcji. 


I płakałam jak bóbr od pierwszych stron, z przerwami, prawie do końca. Bo w tej powieści jest poruszonych wiele kwestii natury ogólnoludzkiej, które są mi bliskie, a do tego Stepnova pięknie pisze o prostych sprawach, o tym, co najważniejsze. O dzieciństwie, rodzinie, miłości, domu i o śmierci. Wiele razy pojawiał się taki smutek, że aż ciężko było oddychać, bo tu, jak w prawdziwym życiu, czasem nie ma happy endów. Nawet nadziei na nie brak. Czasem nieszczęścia całych pokoleń rzutują na losy potomków i trudno się wyrwać z czarnej serii.

Cieszę się, że Czarna Owca wydaje książki, które powinny spodobać się szerszej publiczności, a jednocześnie są wymagające i raczej nie spodziewam się opinii typu lektura na jesienne popołudnie niewymagająca myślenia. Bo chociaż odmóżdżacze mają swoje pięć minut (swoją drogą skąd to pragnienie, żeby przestać myśleć?), jest wielu czytelników, którzy docenią tego typu książki, łączące idealnie cechy literatury pisanej, aby ją czytano z literaturą pisaną, aby przekazać coś ważnego i mądrego.

Niestety, zaraz po tej uczcie dla mojego ducha i serca, przeczytałam najnowszą książkę Evansa Zimowe sny. I choć początek tego nie zapowiadał,  na końcu płakałam, tym razem ze złości, że takie naiwne opowiastki, przewidywalne do bólu, a momentami ocierające się o głupotę to właśnie dzisiejsza literatura popularna.



Ja zostaję przy swoich wyborach, więc zamiast literackiego chodzenia na skróty, polecam drogi bardziej wymagające, ale za to prowadzące do piękniejszych miejsc.



A na zakończenie krótki tekst. Cieszę się, że nie tylko ja miałam to poczucie zażenowania oglądając Xięgarnię. Jeśli pisarz nie ma nic do powiedzenia w książkach, nie należy się spodziewać, że powie coś odkrywczego w wywiadzie. 




12 komentarzy:

  1. Ciekawa, ale w najbliższym czasie na pewno nie dam rady przeczytać, bo mój stosik jest już dość spory :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. zaczęłam - odłożyłam na chwilę by przeczytać biografię córki Stalina z biblioteki (termin goni) i jak tylko skończę wracam, bo już po 2 rozdziałach wiem, że to uczta

    OdpowiedzUsuń
  3. ja też zaczęłam i widzę tę śpiewność języka, o której mówisz. Tłumacz bardzo ważny, o czym się przekonałam niedawno biorąc do ręki Zoli Columa McCanna, która jest tak skandalicznie przetłumaczona, ze jej chyba nie dam rady czytać
    A jeśli idzie o panią pisarkę z ostatniego linku, widziałam wywiad, jeszcze czegoś tak żenującego nie było w tym programie. Można pisać literaturę popularną, ale żeby od razu głupoty gadać?

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno nie na teraz, bo czeka na mnie pokaźny stos (lektur absolutnie wymieszanych), ale zapiszę sobie tytuł jako wart poszukania.
    I ja jestem w stanie zrozumieć chęć "odmóżdżenia". Może dlatego, że sama jej ulegam. Ale po intensywnych kilku tygodniach z powieścią historyczną, która bywa różna- raz łatwa, raz dołująca, a jeszcze kiedy indziej grająca na uczuciach- czuję potrzebę sięgnąć po coś lekkiego, łatwego i przyjemnego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Książkę już zauważyłam i też jestem jej ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Kobiety Łazarza" zaczęłam i rzeczywiście wciągają i poruszają od samego początku. Ale musimy chyba zrobić jakąś zmasowaną akcję na wydawnictwo, bo doszły mnie słuchy, że następne w serii mają się ukazać dopiero na jesieni ... :(

    A jeśli chodzi o panią Annę Ficner-Ogonowską - wywiad oglądałam, rzeczywiście porywający nie jest, ale ja np nie zauważyłam zażenowania u prowadzących, może już wzrok tracę ;) Czytałam tylko pierwszą jej książkę, ale i tak nie zgodzę się, że nie ma nic do powiedzenia w książkach. Tyle, że ona mówi o bardzo prostych rzeczach, o tradycyjnych bardzo wartościach, tak bardzo dziś niemodnych w świecie 'politpoprawności' - mnie się to bardzo podoba. Do tego pełno jest tam odwołań literackich, co stanowi zagadkę i zabawę dla czytelnika, jestem pewna, że i tak pominęłam pewnie z połowę.
    I zastanawia mnie, skąd ta ogromna złość i niechęć (autora artykułu, ale nie tylko, bo w kilku miejscach w sieci spotkałam się z taką wręcz pogardą nawet) do pisarki, która wcale się nie lansuje, jest bardzo cichutka i skromna i w zasadzie chyba jest jedna odpowiedź. Gdy dziś za sukces czytelniczy w Polsce niektórzy uważają sprzedaż 2-3 tysięcy egzemplarzy, pani sprzedała już ponad 100 tysięcy (wg wydawnictwa) - cóż, tyle, to na pewno nie jest rodzina i przyjaciele ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawność polityczna i zawiść jako argumenty przeciw krytyce pisarstwa pani AFO, to naprawdę wyciąganie armaty w sprawie mrówki. Też lubię, gdy książki dotyczą spraw bliskich zwykłemu człowiekowi, ale można o nich pisać takie powieści jak Kobiety Łazarza, a można i prostackie, schematyczne gnioty. To, że właśnie one są kupowane przez masy, nie jest żadnym argumentem na korzyść. Jakie mamy masy i na jakim poziomie, widać po stanie polskiej szkoły, czytelnictwa czy telewizji. Nic nie mam do autorki jako człowieka, ale mam prawo oceniać jej pisanie i według mnie, jest ono bardzo słabe. I nie wynika to z mojej zazdrości o jej wydawniczy sukces, ale z mojej wiedzy, z ponad trzydziestu lat czytania książek w kilku językach, z wykształcenia. Umiem po prostu odróżnić dobre od złego. Nie tylko w życiu, ale i w literaturze.

      Usuń
    2. Marto - zarzut zawiści nie był do Ciebie, tylko mi się jakby przy okazji 'ulało'. I wiesz co - wierzę, że można jej pisaniu zarzucać różne rzeczy, ale prostactwo, schematyczny gniot? No ręce mi opadły w tym momencie.
      Nie będę się z Tobą licytować, ale dla mnie pani Ficner-Ogonowska stoi o kilka półek wyżej niż najpopularniejsze - M. Kalicińska, K. Grochola, K. Michalak czy inne. Ja też potrafię odróżnić dobre od złego i dla mnie ona należy do tych pierwszych.
      Nie widziałam u Ciebie recenzji jej książki, a chętnie bym przeczytała, co dokładnie masz jej do zarzucenia.

      Usuń
    3. A,i jeszcze tak sobie pomyślałam, że to bardzo dobrze, że te masy, o których wspominasz, czytają Ficner-Ogonowską, może trochę 'odchamieją' ;)

      Usuń
    4. To, że ludzie, są prości i szukają prostych, niewymagających rozrywek, nie czyni ich od razu chamami i nie znaczy, że nie trzeba im pokazywać wyższych poziomów, tylko ciągle ich karmić jedną i tą samą papką przerabianą co kilka lat. Żadna z autorek, które wymieniłaś, nie stoi na żadnej z moich półek, choć z powodów zawodowych znam ich twórczość. Nigdy nie była to jednak opowieść z mojej bajki. Jednak to Grochola wyznaczyła trend i to na jej opowieści o pokrzywdzonej przez los mimozie, która ma szansę na drugą miłość, choć nie będzie to łatwe oczywiście, wzorują się inne autorki. Kalicińska dorzuciła od siebie wątek terapeutycznej ucieczki nad jezioro. I od tej pory nihil novi sub sole. Jeśli kogoś to bawi, jego święte prawo. Tak jak i moje, żeby twierdzić, że słabe to, oklepane i całkiem nie zachwyca. Świetną analizę tego cyklu zrobiła Iza Mikrut.
      http://tu-czytam.blogspot.com/search/label/Anna%20Ficner-Ogonowska
      Jako profesjonalna recenzentka wzięła pod uwagę dla kogo są pisane te książki, więc oczywiście spełniają swoje zadanie. Nie są jednak pisane dla mnie i tu nie ma najmniejszej wątpliwości.

      Usuń
    5. Ostatnio miałam niezłe zamieszanie i dopiero powoli odrabiam zaległości, stąd tak późna moja odpowiedź.

      Może i nic nowego, ale p. Ficner-Ogonowska nie powiela moim zdaniem schematu wypracowanego przez K. Grocholę i M. Kalicińską. Jest to jednak coś zupełnie innego i na dużo wyższym poziomie literackim.

      A jeśli chodzi o recenzje tego cyklu Izy Mikrut - ja się z nimi zgadzam (jak zresztą bardzo często mam z jej recenzjami książek, które też czytałam), mogę się podpisać praktycznie pod każdym słowem - tylko jedna drobna rzecz - Iza w żadnym momencie nie obraziła ani autorki, ani jej czytelniczek :)

      Usuń
  7. Ale fajnie. Pod wpływem impulsu, pięknej okładki i przeczytaniu kilku przypadkowych zdań kupiłam tę książkę parę dni temu. Już się zatem cieszę na lekturę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...