środa, 24 kwietnia 2013

Gwiazdy sprzed lat

Kolejny post z serii "siedzę w starociach". Zachwycające rzeczy tam znajduję, jak na przykład ten artykuł o polskich gwiazdach z 1938 roku. I to wszystko bez fotoszopa było:) Wszystkie zdjęcia z pisma Światowid.



 Hanka Ordonówna 1939

Jadwiga Smosarska 1939






I trochę wielkiego świata:






Josephine Baker (zwana u nas Józefiną Baker)





sobota, 20 kwietnia 2013

Spotkania z Małgorzatą Gutowską - Adamczyk

Małgorzata Gutowska - Adamczyk spotka się z czytelnikami w całej Polsce:) Zawita również, co mnie bardzo cieszy, do mojego Namysłowa. Jeśli ktoś ma ochotę na rozmowę z pisarką, zapraszamy. Ja pewnie dołączę w Krakowie i na Opolszczyźnie pogrzać się trochę w blasku sławy ;) 





26 kwietnia Płock

7 maja Kędzierzyn Koźle, Racibórz

8 maja Skoczów, Jastrzębie Zdrój

10 maja Gimnazjum nr 15, Warszawa Ochota

14 maja Łomża

16 maja Ladies Night, Warszawa

18 maja Warszawskie Targi Książki

21- 22 maja Murowana Goślina, Suchy Las Poznań, Księgarnia z Bajki

7-9 czerwca Bieszczadzkie Lato z książką: Sanok, Przemyśl, Lesko

12-14 czerwca DKK Kielce


2-6 września Opole oraz Kluczbork, Olesno, Grodków, Zębowice, Gogolin i Lubsza, Namysłów

9-13 września Lublin

20 września  Sosnowiec oraz Targi Książki w Katowicach

23 – 27 września  DKK Wrocław oraz Środa Śląska, Brzeg Dolny,Lubań, Pisarzowice, Trzebnica, Wisznia Mała, Legnica, Chojnów, Żarów,Świdnica

7-11 października Września i okolice

17-18 października Ełk, Grajewo, Bartoszyce, Sępopol

23-25 października DKK Kraków, Targi Książki w Krakowie

30 października Dębe Wielke

4-8 listopada DKK Gdańsk


piątek, 19 kwietnia 2013

Ta kobieta

Cała afera z Wallis Simpson zawsze wydawała mi się groteskowa, ale i intrygująca. Ludzkie namiętności są fascynującym tematem książek, a od jakiegoś czasu (od kiedy zaczęłam się starzeć:P) bardziej ciekawią mnie historie prawdziwe niż fikcja, bo jak wiadomo życie pisze najlepsze scenariusze i to się świetnie potwierdza w historii "tej strasznej kobiety". Znak wydał jakiś czas temu jej biografię Ta kobieta Wallis Simpson napisaną przez Anne Sebba, a ja wczoraj się za nią zabrałam i przepadłam w niej na całą noc.



Ależ oni (Wallis i jej gapowaty eks-król) byli niedobraną, a zarazem dobraną parą. Zupełne przeciwieństwa, ale doskonale się dopasowujące. Ona władcza, o męskich cechach spowodowanych jakimś nieustalonym dotąd problemem natury fizjologicznej, on tchórzliwy, pierdołowaty i niezbyt zrównoważony. Ona rządziła i strofowała go jak dziecko, on słuchał i robił wszystko, by ją zadowolić. 

Wcale nie chciała jego abdykacji i całego tego poświęcenia. Wolałaby, żeby walczył o tron, a ją uczynił królową. Nie kochała go ponad wszystko i cała sytuacja nieco ja przerosła, gdy trzeba było podjąć ostateczne decyzje. Na żonę króla angielskiego raczej się nie nadawała, po amerykańsku zbyt bezpośrednia, według niektórych wprost bezczelna, z niewyparzonym językiem i bardzo swobodnym sposobem bycia, drażniła swoim brakiem gustu (z czasem znacznie się polepszył) i manier odpowiednich do obcowania z dworem królewskim. Ale to wszystko, co jedni wytykali jej jako wady, podbiło serce Edwarda VIII. Miłość jest ślepa i tyle. Kiedy nie uzyskał zgody na ślub z kochanką, abdykował i pobrali się w 1937 roku. Wallis czesał do ślubu zaprzyjaźniony z nią blisko nasz rodak, słynny fryzjer Antoine (Antoni Cierplikowski). To on był autorem jej charakterystycznej fryzury z przedziałkiem.

Oboje nie mieli wyczucia taktu i okoliczności. Cały świat obiegły zdjęcia roześmianej pary książęcej w towarzystwie Hitlera, czy Wallis besztającej męża w samochodzie, gdy myślała, że nikt nie widzi. Byli chyba parą egoistów, bardzo skoncentrowanych na sobie i w sumie, gdyby to krzywdy nikomu nie wyrządzało, to czemu nie. Tyle że po drodze narobili szkód na większą i mniejszą skalę. Bardzo ciekawy jest na przykład wątek byłego męża Wallis, który ożenił się później z jej najlepszą przyjaciółką. Wydaje się, że księżna Windsoru nadal coś do niego czuła, prowadziła z nim dwuznaczną korespondencję, nie pozwalając o sobie zapomnieć.





Biografia jest świetnie napisana. Analizuje najbardziej kontrowersyjne i tajemnicze fakty dotyczące Wallis i Edwarda. Oparta na bogatej bibliografii, odnosi się między innymi do kwestii wątpliwości dotyczących kobiecości pani Simpson czy też do stanu zdrowia psychicznego jej królewskiego wybranka. Dla wielu bowiem zaciętych krytyków tej pary był to związek mężczyzny z mężczyzną o mentalności dziecka. Jak było naprawdę? Tego już dowiecie się z książki.

Zresztą szukanie przyczyn po tylu latach i tak niczego nie zmieni. Historia się napisała, w dodatku za całkiem wygórowaną cenę, bo naprawdę trudno powiedzieć, nawet po lekturze tej biografii, czy Wallis była naprawdę szczęśliwa, czy tylko skazana na życie, jakie sama sobie wybrała, a od którego nie mogła później uciec. Ludzie nienawidzili ją za to, że odebrała Anglii króla, gdyby go potem porzuciła, trudno sobie nawet wyobrazić ich reakcje.

Ciekawa sprawa, że angielska rodzina królewska również nigdy jej nie wybaczyła. Na dworze królewskim została oficjalnie przyjęta przez Elżbietę II dopiero dwa lata przed śmiercią. W sumie dziwne, bo przecież jej Elżbieta zawdzięczała bycie królową. Ale kto by tam zrozumiał te wyższe sfery:P

W 2005 roku książę Karol poślubił jednak kobietę, którą kochał, również rozwódkę o nie najlepszej opinii i niezbyt lubianą bez utraty praw do tronu. Coś się jednak zmieniło, zapewne również dzięki Wallis i Edwardowi.


poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Pani ciągle czyta:)

Siedzę po uszy w pracy, ale zajrzałam na moment, bo znalazłam takie małe cudeńko, które mnie bardzo rozbawiło. Przedwojenna reklama pudru adresowana do nałogowych czytelniczek:) Dobrego dnia wam życzę, pogoda - marzenie, więc nosy z książek! I tak wszystkiego nie przeczytamy:)


poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Kraków moim Paryżem się staje

Weekend spędziłam w Krakowie. Kiedy szara codzienność staje się za bardzo szara, w dodatku kolor nieba wcale nie pomaga, mam odruch ucieczki. Kiedyś, gdy byłam sama, zdarzało mi się często uciekać pod wpływem impulsu, żeby akumulatory naładować. Teraz taka spontaniczna ucieczka musi zostać zaplanowana, bo uciekam stadnie.

Brakuje mi bardzo Paryża, zaczynam to boleśnie odczuwać. Miałam nawet przez chwilę ochotę zaszaleć i tam wylądować w miniony weekend, ale rozsądek wziął górę. Starzeję się niestety:( Ale odkryłam, że Kraków mnie też ratuje. Co prawda pogoda była prawie taka, jak sześć miesięcy temu podczas Targów, jednak magia tego miasta działa na mnie i dałam się uwieść po raz kolejny. W dodatku wracając przywieźliśmy słońce!

Kraków przywitał mnie pięknie, bo w Empiku na Rynku mogłam po raz pierwszy zobaczyć "Paryż..." na półce w księgarni. Uczucie przyjemne, nie powiem, humor od razu mi się poprawił.



Potworki były dzielne. Spacerowały przez trzy dni, nieco tylko marudząc. Sobotę zaczęliśmy od ciastek  u Michalskich na Wiślnej, zasłodziliśmy się tak, że cukru przez pół roku nie tknę, a potem zaprowadziliśmy chłopców do Muzeum Inżynierii Miejskiej na świetną wystawę interaktywną Wokół Koła. Oszaleli tam zupełnie. A ja zwiedzałam spokojnie to, co mnie interesowało.

Omnibus

Tramwaj konny

Fiat




Francuskie wachlarze z czasów belle epoque




 Waza zakupiona we Francji na Wystawie Powszechnej w 1878 roku
Francuska porcelana z początku XX wieku




Potem zapiekanki na placu Nowym. Kiedy poszli z tatą trochę odpocząć, mama miała wychodne i spotkanie z psiapsiółką. Nie mogłyśmy się nagadać. Psiapsiółek mam jak na lekarstwo, w dodatku jedna w Irlandii, a ta druga właśnie w Krakowie, więc rzuciłam się na nią jak szczerbaty na suchary. 

Tarteletka truskawkowa od Michalskich

Zapiekanka z placu Nowego

A niedziela to już była czysta rozkosz, zrobiło się dużo cieplej i słońce zaczęło się nieśmiało przedzierać przez chmury, a w dodatku chwilami znikał ten szary kolor nieba, ustępując nieco miejsca błękitowi. I mam nadzieję, że już tak zostanie, bo wszyscy chyba już mają dość tej zimy. 



Kraków zastępuje mi Paryż, ledwo wróciłam, a już marzymy o kolejnej wyprawie, kiedy tylko się naprawdę ociepli. Wynajmujemy sobie mieszkanko niedaleko Plant. Raz, że niedrogie, dwa, że dla rodziny z małymi dziećmi idealne, bo i kuchnia jest i pralka, a do tego miejsca na tyle, żeby potworki bawić się mogły swobodnie. Hotel w naszym wypadku nie wchodzi w rachubę. Nie wyobrażam sobie zamknięcia w pokoju hotelowym z dwójką szalejących dzieciaków. A tu mamy dużo miejsca, żeby na siebie nie wpadać, w każdej chwili mogę coś zrobić do jedzenia, cisza, spokój, bo mieszkanie w podwórzu, do tego ciepłe i przytulne, a właściciel przemiły. Już trzeci raz wracamy i potworki mówią o naszym domu w Krakowie:) Jeśli ktoś by szukał tego dobrego adresu, to odsyłam tu: http://www.pokojekrakowskie.pl/. My korzystamy z Tulipana.

Przemyślałam wiele spraw, odpoczęłam, odcięłam się na trzy dni od Internetu. Poukładałam kilka rzeczy w głowie. Wyznaczyłam priorytety na przyszłe miesiące. Upewniłam się, że kocham Kraków prawie tak samo jak Paryż, może dlatego, że tak jest do niego niepodobny. Za to tak samo umie leczyć moją duszę, a to najbardziej cenię w miejscach, które odwiedzam.

środa, 3 kwietnia 2013

Kiedy komputer śpi, budzą się demony ;)

W Wielki Piątek padł mi komputer. Wcale nie stary, nie ma jeszcze roku, ale za to psuje się regularnie, w przeciwieństwie do mojego staruszka Acera, który jak padł, to po siedmiu latach, bez szans na reanimację. Zamiast się trzymać sprawdzonej marki, dałam się skusić sprzedawcy i wepchnął mi pięknego, ciemnoczerwonego Della. Po miesiącu zepsuł się twardy dysk, wymieniono szybko i sprawnie, a teraz wysiadł Windows i tu już pomocy nie otrzymałam, za płytkę w cenie 100 złotych podziękowałam pięknie i idąc za genialną radą konsultanta, sama wybrnęłam z kłopotów. Czytaj: mój nadworny informatyk, geniusz po prostu, wyciągnął mnie z tarapatów. Nie to żebym bardzo uzależniona była od komputera, ale to moje narzędzie pracy, więc jest mi niezbędny i tyle. Oczywiście jasna sprawa, że moim następnym laptopem nie będzie Dell:P Kiedy się obrażam to na długo.

Dobrą stroną odcięcia od Internetu, było to, że miałam mnóstwo czasu na czytanie. Nadrobiłam zaległości. Było poważnie (Bartoszewski o Pen Clubie), było nostalgicznie (Zapach świeżej kawy), było magicznie (Rubinowe czółenka) i było romansowo-przygodowo (Dotyk złodziejki).

Na pierwszy ogień rzucam właśnie Dotyk złodziejki, bo to, dosłownie i w przenośni, nowość dla mnie. Człowiek odejdzie trochę od tej techniki, to i dobry romans się zdarzy, w literaturze oczywiście:)

Nie czytuję współczesnej literatury erotycznej spod znaku Graya. Żeby nie było, że wypowiadam się o czymś, o czym nie mam pojęcia, przyznam się bez bicia, że próbowałam. Uważam, że nie można się wypowiadać o czymś, czego się nie przeczytało, choćby i cały świat mówił, że to kompleta tandeta literacka. Zatem czytać Graya zaczęłam i nie dałam rady. Za stara jestem chyba, bo dziewczę bohaterką będące doprowadziło mnie do szału tym, że jej najbardziej zużytą częścią ciała, na pewno nie był mózg. Dałam sobie spokój po kilkudziesięciu stronach, po prostu odpychało mnie od tej książki. O dokładnie tak bym ją zdefiniowała: odpychająca. I to miał być koniec doświadczeń z tego typu literaturą, choć kolejne pozycje pojawiają się jak grzyby po deszczu.



A jednak dałam się skusić książce, która pozornie do nurtu erotycznego nawiązuje. Przekonało mnie logo Naszej Księgarni na okładce, bo było nie było, jeszcze nie natknęłam się w tym wydawnictwie na książkę ewidentnie złą. Półkę z literaturą popularną trzymają dosyć wysoko, w sumie jeśli chce mi się dobrej, odprężającej lektury, jakiegoś romansu na poziomie, to często sobie do NK sięgam. I tak trafiłam na Dotyk złodziejki Mii Marlowe. 

Nie bez znaczenia był fakt, że akcja rozgrywa się w XIX wieku, również w Paryżu, a na pierwszy plan wysuwa się warstwa przygodowa, a nie łóżkowe wygibasy. Bardzo ciekawie zarysowane zostało tło historyczne, związane głównie z angielską kolonizacją Indii, a że to temat dotąd przeze mnie nie drążony, parę ciekawych informacji w głowie zostało. Marlowe zresztą została okrzyknięta "królową romansu historycznego" i choć na takie tytuły zawsze spoglądam z przymrużeniem oka, faktem jest, że zadbała o to, aby ta strona jej książki nie pozostała w cieniu wątku romansowego.

Sceny erotyczne są opisane subtelnie i delikatnie, z wyczuciem i bez epatowania fizjologią.  Nawiązują raczej do Kamasutry niż do markiza de Sade. Stanowią uzupełnienie powieści, jeden ze składników, nie przytłaczają i nie zniechęcają czytelnika. Dlatego też ta książka nie ma z Grayem nic wspólnego. Jest ciekawa historia, jest silna, zabawna kobieta, tytułowa złodziejka, lady Viola Preston, obok niej przystojny porucznik Greydon Quinn, są przygody oraz kryminalna intryga - związane z bezcennym czerwonym diamentem - i jest miłość. A jeśli miłość, to nie dziwi wcale, że pojawia się i seks.

Najważniejsze jednak dla mnie jest to, że przeczytałam dobry romans historyczny, który polecałabym właśnie jako alternatywę dla książek o pupie Maryny. Książka zbierała dobre recenzje, nawet w New York Timesie. Brawa dla wydawnictwa, że dało książce ciekawszą okładkę niż ta w wersji oryginalnej. Chętnie sięgnę po kolejne części cyklu Dotyk...
Mnie się podobało i tyle w temacie:)





Strona autorki: http://miamarlowe.com

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...