czwartek, 2 października 2014

Czy zemsta zawsze najlepiej smakuje na zimno?

Wieści z książkowego Paryża, który wraz z początkiem nowego roku szkolnego (rentrée scolaire), przeżywa rentrée littéraire, czyli początek nowego roku literackiego. A zaczęło się z przytupem, bo bestsellerem od razu została książka Valérie Trierweiler, byłej partnerki prezydenta Francji François Hollande'a, zatytułowana Merci pour ce moment (Dziękuję za tę chwilę). Pozycja została omówiona bardzo dokładnie również w Polsce. Z grubsza chodzi o to, że była partnerka prezydenta Francji została porzucona dla młodszej i ładniejszej aktorki, dostała szału i kiedy lekko doszła do siebie wysmarowała dzieło, które jest tylko i wyłącznie czystą na zimno zaserwowaną zemstą zdradzonej kobiety. I ogólnie nie miałabym nic przeciwko, Hollande sobie zasłużył i dostał to, co mu się należało. Problem w tym, że należało mu się nie teraz i nie od tej kobiety.





Valérie Trierweiler

 Przez wiele lat Hollande był związany z Ségolène Royal, bardzo znaną panią polityk, byłą kandydatką na stanowisko prezydenta Francji. Tworzyli udany związek od czasów studiów (od roku 1978), założyli rodzinę i wychowywali razem czworo dzieci. A potem na scenie pojawiła się znana dziennikarka Valérie  i po 29 latach nastąpił koniec. W bardzo trudnym dla Ségolène momencie wyborów prezydenckich 2007 roku, gdy potrzebowała wsparcia od najbliższego jej człowieka. Było nie było mężczyzny jej życia. W dodatku nowa wybranka nie oszczędzała porzuconej matki czworga dzieci otwarcie wbijając jej złośliwe szpile, gdy tylko mogła i manifestując ostentacyjnie wielką miłość, którą przeżywała. Pamiętam, że było mi bardzo szkoda Ségolène Royal, bo po rozstaniu zachowanie Hollande'a i jego kochanki było kompletnie bez klasy. Ale ona zagryzła zęby i z dumnie podniesioną głową przeszła przez bardzo trudny dla niej i dzieci okres. Nie wypowiedziała się nigdy negatywnie na temat byłego partnera i wspierała go zawsze w jego działalności politycznej. Zyskała tym mój szacunek, a obserwując kwitnącą cudzym nieszczęściem Valérie, myślałam: Czekaj, czekaj, wróci do ciebie ta karma, wróci. 


Ségolène Royal à l'université d'été de La Rochelle en août 2009 (Audrey Cerdan/Rue89).


No i wróciła! A porzucona pani w rozpacz wpadła, zabijać się chciała, bo ponoć zdrada ukochanego François była dla niej kompletnym zaskoczeniem. A to pech! Wszyscy się tego spodziewali, tylko nie ona. Teraz zaś postanowiła się odgryźć i dokopać niewiernemu. Niech wierzga, ile chce. Nie zmieni to faktu, że tak jak kiedyś ona wzięła sobie Hollande'a, tak teraz inna go jej zabrała. Wniosek? Stary jak świat: nie rób drugiemu, co tobie niemiłe.

A książka jest po prostu słaba i dość żenująca. Na okładce znajduje się taki dopisek "Wszystko, co piszę, jest prawdą. W Pałacu Elizejskim czułam się czasem jak w trakcie reportażu. Za dużo wycierpiałam przez kłamstwa, by sama teraz kłamać"  Nie spodziewałam się takiej hipokryzji i infantylizmu, bo w kłamstwie przecież narodził się jej związek z przyszłym prezydentem. Opis pocałunku z Limoges, od którego wszystko się zaczęło w 2005 roku, by trwać potajemni przez dwa lata, wywołuje uczucie zawstydzenia, że ktoś może takie intymne szczegóły wywlekać. Autorka zapomniała, że jej rodacy nie lubią, w przeciwieństwie do innych nacji, babrania się w sprawach prywatnych. Francuzi bardzo cenią sobie dyskrecję. 

Książka ewidentnie miała na celu ośmieszenie Hollande'a, ale w efekcie ośmieszyła najbardziej autorkę, której jakoś nikt nie współczuje. Pewnie dlatego, że Francuzi pamięć mają dobrą i nie zapomnieli tego, co ona zrobiła siedem lat temu. Dzisiaj stanowczo kibicują Julie Gayet, najnowszej wybrance Hollande'a. Jego samego mają jednak serdecznie dość, co zapewne wyrażą dosadnie w wyborach prezydenckich.

Julie Gayet

3 komentarze:

  1. No żenada po prostu ze strony tych Pań (obydwu), że nie wspominam o wiarołomnym panu.. ciekawe kiedy wymieni swoją kolejną "miłość" na następną panienkę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam książki, więc nie mogę do niej się odnieść.
    Valerie jest postacią kontrowersyjną. Została upokorzona (jako pierwsza dama) na oczach całego świata, więc nie dziwię się, że puściły jej nerwy :) Należy również pamiętać, że mianownikiem łączącym wszystkie trzy wymienione przez Ciebie kobiety jest jeden i ten sam mężczyzna ... To również on jest odpowiedzialny za tę sytuację. To on po raz drugi zdecydował się prowadzić podwójne życie, a nie jego partnerki (przynajmniej takie mam wrażenie ;))
    Widząc również w jakim nakładzie sprzedała się książka, zaczynam mieć wątpliwości co do dyskrecji Francuzów ;) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Valerie wiedziała doskonale, czego mogła się spodziewać.. W 2007 roku brała czynny udział w publicznym upokorzeniu Segolene, kiedy ta znajdowała się w bardzo ważnym momencie swojej kariery politycznej. Z dziką satysfakcją poniżała byłą partnerkę również na oczach całego świata. Znała Hollande'a, wiedziała, jak zachował się w stosunku do byłej partnerki i matki jego dzieci. Było duże prawdopodobieństwo, że ją porzuci w podobny sposób, więc to zgrywanie pierwszej naiwnej jest w jej przypadku naprawdę infantylne.

      Nie zgadzam się z tym, że w przypadku Valerie i Julie nie były one "wspólniczkami zbrodni", bo doskonale wiedziały o istnieniu oficjalnych partnerek, którym również świadomie robiły krzywdę. Hollande jako facet to w ogóle szkoda gadać i mówiłam to znajomym, gdy na niego głosowali, ale wtedy nie chcieli mnie słuchać, tak bardzo byli anty - Sarko. Teraz płaczą :)

      Nakład książki nie zaprzecza temu, że Francuzi ogólnie potrafią życie prywatne oddzielać od publicznego, mają najostrzejsze prawo dotyczące ochrony prywatności (Closer musiał zapłacić Julie Gayet odszkodowanie za ujawnienie sprawy). U nas prezydent z kochanką byłby już odsądzony od czci i wiary.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...