Weekend spędziłam w Krakowie. Kiedy szara codzienność staje się za bardzo szara, w dodatku kolor nieba wcale nie pomaga, mam odruch ucieczki. Kiedyś, gdy byłam sama, zdarzało mi się często uciekać pod wpływem impulsu, żeby akumulatory naładować. Teraz taka spontaniczna ucieczka musi zostać zaplanowana, bo uciekam stadnie.
Brakuje mi bardzo Paryża, zaczynam to boleśnie odczuwać. Miałam nawet przez chwilę ochotę zaszaleć i tam wylądować w miniony weekend, ale rozsądek wziął górę. Starzeję się niestety:( Ale odkryłam, że Kraków mnie też ratuje. Co prawda pogoda była prawie taka, jak sześć miesięcy temu podczas Targów, jednak magia tego miasta działa na mnie i dałam się uwieść po raz kolejny. W dodatku wracając przywieźliśmy słońce!
Kraków przywitał mnie pięknie, bo w Empiku na Rynku mogłam po raz pierwszy zobaczyć "Paryż..." na półce w księgarni. Uczucie przyjemne, nie powiem, humor od razu mi się poprawił.
Potworki były dzielne. Spacerowały przez trzy dni, nieco tylko marudząc. Sobotę zaczęliśmy od ciastek u Michalskich na Wiślnej, zasłodziliśmy się tak, że cukru przez pół roku nie tknę, a potem zaprowadziliśmy chłopców do Muzeum Inżynierii Miejskiej na świetną wystawę interaktywną Wokół Koła. Oszaleli tam zupełnie. A ja zwiedzałam spokojnie to, co mnie interesowało.
Omnibus
Tramwaj konny
Fiat
Francuskie wachlarze z czasów belle epoque
Waza zakupiona we Francji na Wystawie Powszechnej w 1878 roku
Francuska porcelana z początku XX wieku
Potem zapiekanki na placu Nowym. Kiedy poszli z tatą trochę odpocząć, mama miała wychodne i spotkanie z psiapsiółką. Nie mogłyśmy się nagadać. Psiapsiółek mam jak na lekarstwo, w dodatku jedna w Irlandii, a ta druga właśnie w Krakowie, więc rzuciłam się na nią jak szczerbaty na suchary.
Tarteletka truskawkowa od Michalskich
Zapiekanka z placu Nowego
A niedziela to już była czysta rozkosz, zrobiło się dużo cieplej i słońce zaczęło się nieśmiało przedzierać przez chmury, a w dodatku chwilami znikał ten szary kolor nieba, ustępując nieco miejsca błękitowi. I mam nadzieję, że już tak zostanie, bo wszyscy chyba już mają dość tej zimy.
Kraków zastępuje mi Paryż, ledwo wróciłam, a już marzymy o kolejnej wyprawie, kiedy tylko się naprawdę ociepli. Wynajmujemy sobie mieszkanko niedaleko Plant. Raz, że niedrogie, dwa, że dla rodziny z małymi dziećmi idealne, bo i kuchnia jest i pralka, a do tego miejsca na tyle, żeby potworki bawić się mogły swobodnie. Hotel w naszym wypadku nie wchodzi w rachubę. Nie wyobrażam sobie zamknięcia w pokoju hotelowym z dwójką szalejących dzieciaków. A tu mamy dużo miejsca, żeby na siebie nie wpadać, w każdej chwili mogę coś zrobić do jedzenia, cisza, spokój, bo mieszkanie w podwórzu, do tego ciepłe i przytulne, a właściciel przemiły. Już trzeci raz wracamy i potworki mówią o naszym domu w Krakowie:) Jeśli ktoś by szukał tego dobrego adresu, to odsyłam tu: http://www.pokojekrakowskie.pl/. My korzystamy z Tulipana.
Przemyślałam wiele spraw, odpoczęłam, odcięłam się na trzy dni od Internetu. Poukładałam kilka rzeczy w głowie. Wyznaczyłam priorytety na przyszłe miesiące. Upewniłam się, że kocham Kraków prawie tak samo jak Paryż, może dlatego, że tak jest do niego niepodobny. Za to tak samo umie leczyć moją duszę, a to najbardziej cenię w miejscach, które odwiedzam.
Kraków jest moim miastem. Tu się urodziłam i wychowałam, teraz mieszkam na obrzeżach, ale w 30 minut samochodem dojadę do centrum. Nie wyobrażam sobie, by porzucić Kraków na zawsze, jest w nim coś magicznego, coś pięknego i to niezależnie czy jest się jego mieszkańcem czy nie, dlatego w pełni rozumiem Twoje zastępowanie Paryża Krakowem. Ciekawa jestem czy na mnie Paryż wywrze podobne wrażenie:) A byliście w podziemiach Rynku? Wystawa jest świetnie zorganizowana, z filmami i innymi interaktywnymi rzeczami, więc dzieciaki mają co robić.
OdpowiedzUsuńDo podziemi jeszcze nie trafiliśmy, bo trzeba zarezerwować na konkretną godzinę albo czekać aż się zbierze grupa, a to za długo dla chłopaków, ale następnym razem na pewno i tam się udamy:)
UsuńKoniecznie:) Zajrzałam na pokojekrakowskie.pl i nie wiedziałam, że na placyku Sikorskiego zrobili takie mieszkanka fajne. Ja mieszkałam na równoległej ulicy Studenckiej i na placyku spędzałam mnóstwo czasu jako dziecko:)
UsuńMagda, to może następnym razem jakaś mała kawa wspólnie:)
Usuńa bardzo chętnie:) lubię poznawać blogowych znajomych w realnym życiu.
UsuńUdany weekend.
OdpowiedzUsuńJa bardzo rzadko bywam w Krakowie, chociaż nie mam daleko, gdyż tylko 78 km, niecałe 1,5 godziny jazdy autobusem.Muszę to zmienić, ale mój mąż niechętnie się gdziekolwiek wybiera.)
Trzeba męża przekonać:)
UsuńNiestety nie jest to łatwo zrobić.)
UsuńWiem coś o tym:) Mój mąż też wolałby siedzieć w domu, ale pojechał pierwszy raz ze mną, bo musiał i teraz już chętnie wraca:)
UsuńMam wrażenie, że panowie są bardziej domatorami niż panie :)
UsuńKraków to magiczne miejsce:)
OdpowiedzUsuńZabieraj tę tarteletkę, na diecie jestem, cukry ograniczam, akysz.
A mnie tak Wiednia brakuje, gdy nie jestem od kilku tygodni, doskonale rozumiem paryską tęsknotę.
Już jej nie ma:) Pozostało zdjęcie:)
UsuńA ja blisko nie mam do Krakowa i bardzo chetnie bym tam pojechala. Ostatni raz juz chyba cztery lata temu. Kocham Krakow calym sercem choc jestem z Warszawy. I dobrze rozumiem twe zastepowanie Paryza Krakowem :) Ja mieszkam w Paryzu od ponad dwudziestu lat i mimo, ze prowadze nomadnicze zycie bo od ponad dwoch lat w tygodniu pracuje gdzie indziej , a moj maz jest jeszcze gdzie indziej, to wlasnie Paryz jest moja baza wypadowa i czuje sie tam w domu...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Nika
Na pewno się okazja trafi, aby Kraków odwiedzić, bo naprawdę warto:) Również serdecznie pozdrawiam:)
UsuńOczopląsu można dostać, takie cuda, a zaśliniłam się na widok pyszności :))
OdpowiedzUsuńJedzenie w Krakowie mają dobre, jeszcze się nie zawiodłam:)
UsuńA już się zaczęłam martwić, że Cię nie widzę.
OdpowiedzUsuńKraków też mnie uwiódł, jeszcze we wczesnych czasach małżeńskich. Michalina, moja córka, ma fajną metę gdzieś niedaleko Rynku, takie mieszkania na wynajem, jak to się mówi apartamenty. Jakbyś potrzebowała stronę, daj znać
Jak się ma dzieci, to szaleństwa typu wyjazd od Paryża na weekend trzeba odłożyć na potem, a i takie ucieczki już inne. Przyjdzie czas, będziesz sobie tam jeździć przez przeszkód.
Przeczytaj sobie nową książkę prof. Mikołejki (Jak błądzić skutecznie), bardzo mądra, może Cię trochę ukoi, wiele kwestii porządkuje w glowie i człowiek już nie jest taki rozedrgany. Pozdrawiam
Psiapsiółko irlandzka, my jednak mamy jakieś magiczne połączenie. Gdy tylko zobaczyłam tytuł "Jak błądzić skutecznie" od razu kupiłam. To do mnie pisane:) Mogłabym być wzorcem błądzącej skutecznie:))
UsuńTo jest nas dwie, ja wzór o 'szerokim' zastosowaniu, Ty 'smuklejszym' :-)
UsuńRozumiem te tęsknoty i wiem, że pozytywnie "naładować akumulatory" można także w Krakowie. Często to robię, to znaczy... kilka razy w roku. Mam tam swoje ulubione miejsca i zawsze coś się dzieje-nowe wystawy, wizyty w księgarniach i ta atmosfera, jedyna w swoim rodzaju.
OdpowiedzUsuńEch... Historia piękna czeka na przeczytanie...
OdpowiedzUsuńJa czuję taki niedosyt Krakowa, że aż boli. Ostatni pobyt w końcówce grudnia wpakował mnie do hotelowego łóżka na pięć dni i nici ze spacerów, radosnego, niespiesznego snucia się uliczkami, kulinarnego zwiedzania, achów i ochów. Tak więc tęsknotę podzielam zarówno tę krakowską, jak i tę paryską. Skoro ja, która wszystkiego w Paryżu byłam miesiąc z okładem tak z nim tęsknię potrafię wyobrazić sobie, jak ciężko tobie bez niego. A Kraków to dobra alternatywa. Pozdrawiam wiosennie
OdpowiedzUsuńTwój post jest dla mnie w pewnym sensie bezcenny:) Nie dość, że zapisałam sobie stronę z pokojami, na przyszłość, na wszelki wypadek, to jeszcze dzięki Tobie wiem, gdzie szukać fantastycznych zapiekanek:)
OdpowiedzUsuńMy nocowaliśmy ostatnio w motelu, gdzieś tam w okolicy AGH, ale nie byłam z tego zbyt zadowolona. Było to coś w stylu schroniska młodzieżowego - mój Bąbel nie narzekał, gorzej ze mną, zblazowaną, przyzwyczajoną jednak już do pewnych wygód:)
Muzeum Inżynierii Miejskiej jest naszym stałym przystankiem podczas spaceru po Kazimierzu, nawet ja bardzo je lubię, nie wspominając o Bąblu, który każdą maszynę drukarską musi wypróbować i do każdego tramwaju wsiąść (mimo pani, która krzyczy z drugiego końca sali, że nie można, ale dlaczego, to nie wiem).
Zdążyliście może zobaczyć Aquarium w Muzeum Przyrodniczym na ul. św. Sebastiana, zanim je zlikwidowali? Świetne było, bardzo nam go szkoda.
Może kiedyś spotkamy się na krakowskim Rynku?;)
Pozdrówka wiosenne,
Ania