czwartek, 31 grudnia 2015

Diabli nadali

Naczekałam się na tę książkę! Nie dość, że od pojawienia się jej w zapowiedziach do premiery minęło kilka miesięcy, to jeszcze postanowiłam się trochę potorturować i dorwałam się do niej dopiero otwierając prezent znaleziony pod choinką. Ze względów oczywistych czytanie w święta było poza zasięgiem matki trojga dzieci, ale święta minęły, wokół zapanował względny spokój i znalazł się w końcu spokojny wieczór i pół nocy, żeby spotkać się z Zochą Stryjeńską. 



Zanim jednak opowiem o samej książce Angeliki Kuźniak, muszę wspomnieć o tym, co w ciągu długich miesięcy oczekiwania działo się na profilu FB poświęconym Stryjeńskiej, bo to właśnie tam autorka przyciągnęła czytelników i wprowadziła ich w świat swojej bohaterki. Nie ulega wątpliwości, że była to najlepsza promocja książki, z jaką się do tej pory spotkałam. Wszyscy, którzy mieli przyjemność obserwować tę stronę, zakochali się w Stryjeńskiej do szaleństwa, choć jeszcze nie przeczytali ani jednej strony jej biografii. Pewnie wielu miało wcześniej jeno blade pojęcie o tym, kim była. Codziennie pojawiały się cytaty z zapisków Stryjeńskiej, często idealnie dobrane do tego, co właśnie działo się wokół. Majstersztyk, za który autorce należy się uznanie, bo zgromadziła mnóstwo ludzi wokół niszowego tematu, uczestniczyła w rozmowach prowadzonych w charakterystycznym dla Zochy stylu. A słowo "wybalansowałam" już stało się kultowe. Kto jeszcze nie poznał tej strony, niech natychmiast nadrobi zaległości. 


Oswajamy się z Zochą

Angelika Kuźniak, którą już raz wychwaliłam przy okazji biografii Papuszy, znów zmusza do zachwytu nad swoją pracą. Stryjeńska pozostawiła po sobie obszerne zapiski, w 1995 roku ukazały się jej pamiętniki Chleb prawie że powszedni i trzeba było nie lada zręczności, żeby wybrać z dostępnych materiałów te najtrafniej opisujące Zochę i przedstawić ją współczesnemu czytelnikowi. Autorce doskonale się to udało. Dzięki niej Stryjeńska stała się postacią ponadczasową, bliską i nam, Jej zmagania z rzeczywistością wcale nie trącą myszką. Zresztą, gdyby tak przeanalizować szczerze sytuację, to los kobiety, samotnej matki, próbującej pogodzić pracę, życie rodzinne i ambicje nadal jest nie do pozazdroszczenia. Dlatego się Zochę rozumie. I tę jej złość na świat, który za cholerę pomóc nie chce, a tylko kłody pod nogi rzuca. 



Stryjeńska była utalentowana, piękna (za takie wargi dziś płaci się grubą kasę;), mądra i miała poczucie humoru, czasem nieco wisielcze. Była też bezkompromisowa, porywcza, uparta i pełna namiętności. Wybuchowa mieszanka, która wyniosła ją na szczyty sławy, a jednocześnie zepchnęła w otchłań "nędzy i rozpaczy". Z jednej strony uznanie krytyki, z drugiej wieczna pogoń za pieniędzmi. Sława i rozwalone życie rodzinne. Jedna wielka, niezbyt szczęśliwa miłość do pierwszego męża i choroba weneryczna na pamiątkę po drugim. Wydaje się, że jedną ręką los jej podawał marchewkę, by drugą smagnąć batem po plecach. Miotała się biedna w tym swoim życiu niemiłosiernie, a wraz z nią jej troje dzieci - córka Magda, odrzucona od narodzin z powodu bycia córką, i dwaj synowie-bliźniacy Jacek i Jaś, wychowywani przez rodzinę ojca. 

Los artysty nigdy nie był łatwy. Sztuka to kochanka kapryśna, która często uczuciem obdarza dopiero po śmierci. Szczególnie trudne życie miały kobiety, decydujące się zajmować zawodowo sztuką. Sto lat temu patrzono na nie z politowaniem, jak na lekko sfiksowane. Kobietom wypadało co najwyżej hobbystycznie malować portrety, najlepiej dzieci i kobiet albo ewentualnie pejzaże. Trudno im było przebić się do męskiego świata, dlatego Stryjeńska studiowała w Monachium w chłopięcym przebraniu jako Tadeusz von Grzymała. Już ten jeden fakt świadczy o tym, że mamy do czynienia z niezwykle oryginalną osobą. I odważną nad podziw.

Potem zrezygnowała z prowadzenia domu i zajmowania się dziećmi, by móc malować. To rozdarcie między poczuciem obowiązku a powołaniem było dla niej wieczną udręką. Choć jej wybory mogą wydawać się kontrowersyjne, w tamtych czasach nie była przecież całkowicie wolna jako kobieta, w dodatku artystka. Jeśli chciała tworzyć na wysokim poziomie, musiała iść pod prąd. Nie dało się inaczej. Po rozwodzie z Karolem Stryjeńskim dzieci z automatu zostały przy ojcu, takie wtedy było prawo i tylko od życzliwości byłego męża zależało, jak będą wyglądały relacje matki z dziećmi. Karol już od lat uważał Zochę za stukniętą, próbował nawet zamknąć ją w psychiatryku, bo męczyła go jej zazdrość okazywana wszem i wobec. Uważał zapewne, że powinna jak inne panie tolerować mężowskie skoki w bok w imię dziwnie pojmowanego "dobra rodziny". Wolał z żony zrobić wariatkę niż przyznać, że sam świnia. Kobieca dola!

A Stryjeńska po prostu była sobą zawsze i wszędzie. Za to płaciła największą cenę w czasach, gdy zachowywanie pozorów było podstawą savoir-vivre'u. Zocha, podobnie jak Scarlett O'Hara, nie była damą, choć bardzo się starała. Naprawdę wierzyła, że stworzy ze Stryjeńskim rodzinę, że dziecko (koniecznie syn!) scementuje ich miłość na zawsze. Nie spodziewała się tylko, że to nie zawsze ona będzie dyktowała warunki (zamiast syna urodziła się córka), a dostosowywać się do innych po prostu nie umiała. Po latach, analizując swoje życie, miała świadomość, że wiele straciła również z własnej winy, zrażając do siebie ludzi, którzy chcieli jej pomóc. Bo Stryjeńska była gwiazdą swoich czasów, największą polską malarką dwudziestolecia działającą w Polsce. A i za granicą odnosiła sukcesy i była nagradzana. W trakcie poszukiwań materiałów do mojej książki, raz po raz trafiałam na artykuły we francuskiej prasie wychwalające jej talent. Francuscy krytycy byli szczerze zachwyceni kolorami i dynamiką jej obrazów. Niestety od strony finansowej radziła sobie bardzo słabo. Pieniądze, a raczej ich chroniczny brak, to temat przewodni w życiu artystki. 





Stryjeńska w prasie za granicą


Od strony emocjonalnej biografia Stryjeńskiej autorstwa Angeliki Kuźniak to lektura wyczerpująca. Podobnie jak po Papuszy czuję się poobijana. Od początku wiadomo przecież, że nie będzie happy endu, właściwie ze strony na stronę robi się coraz smutniej. Coraz bardziej szkoda Zochy, jej talentu, urody, inteligencji. Jedyne co pozostaje niezmienne to jej przewrotne poczucie humoru, wyostrzające się wraz z pogarszającą się sytuacją życiową. Nie przestawała być sobą do końca. Nie bawiła się w niuanse, konwenanse i polityczną poprawność. Na jej obrazach eksplodowały kolory, ale w jej życiu wszystko było białe albo czarne. Gdy miłość, to na zabój, gdy nienawidziła to całym sercem. Gdy malowała, nie było miejsca na nic innego, nawet na nią samą. Choć kochała dzieci, tak naprawdę nie przepadała za córką, nie cierpiała synowej, nie zależało jej na kontaktach z wnukami, Jeśli była z czegoś niezadowolona, dawał temu wyraz bardzo dosadnie. Nie potrafiła układać się, pertraktować, udawać. Była nieobliczalna, zaciągała długi, nie dotrzymywała terminów, oddawała po zastaw wszystko, co się dało. Komornicy i wierzyciele byli jej częstymi gośćmi, gdziekolwiek się nie zainstalowała. W Krakowie, w Warszawie, w Szwajcarii, we Francji czy w Belgii. Nie miała swego kąta, ciągle tułała się po wynajętych klitkach lub hotelowych pokojach. Z miasta do miasta, z kraju do kraju, ciągnąc za sobą walizki wypełnione tym, co było dla niej najważniejsze. Do tego dochodziła troska o dzieci, rodziców, obrazy, przyszłość, częste przeprowadzki, nieudane związki, niespełnione ambicje, niezrealizowane marzenia. Wieczna szarpanina i najboleśniejsze dla niej poczucie artystycznego niespełnienia. Było tego naprawdę zbyt wiele, nawet dla tak dzielnej osoby jak ona.


Los nie oszczędził jej niczego, przeżyła śmierć tych, których kochała najbardziej - rodziców, Karola, syna. Pod koniec coraz bardziej zamykała się w swoim świecie z dala od wszystkich, nawet od dzieci i wnuków. Zdiagnozowano u niej schizofrenię, konieczna była izolacja. Ta, która kolorową Polskę oddawała najpiękniej na swoich obrazach, zmarła z dala od niej, zapomniana. Niewątpliwie najwyższy to czas, by Zocha wybalansowała z cienia. Z pompą i rozmachem. 

Lektura książki Stryjeńska. Diabli nadali Angeliki Kuźniak to najlepsze zakończenie czytelniczego roku, jakie mogłam sobie wymarzyć. Świetnie napisana, pięknie wydana, taka dokładnie, jakiej się spodziewałam. Ja tej biografii nie polecam, ja sobie nie wyobrażam, że można jej nie przeczytać.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...